5 mitów o alkoholu
Alkohol jest obecny w naszej kulturze od bardzo długiego czasu, więc nie ma się co dziwić, że wokół niego narosło sporo mitów i czas rozprawić się z pięcioma bardzo popularnymi.
Jeszcze całkiem niedawno na rosyjskiej ulicy mogliśmy zobaczyć taki obrazek, że śpieszy się jakiś delikwent do pracy, ale za pazuchą ma piwo, które popija sobie niczym oranżadę i co najciekawsze nie to, że kupił je gdzieś tam w sklepie monopolowym, ale w kiosku, gdzie obok stała woda, soki i żaden inny alkohol. Jak takie coś w ogóle było możliwe?
To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:
Książki Radka:
👉 Inaczej
A to dlatego, że jeszcze do całkiem niedawna w Rosji oficjalnie piwa nie uważano za alkohol i dopiero stosowna ustawa z 2013 roku zmieniła ten stan rzeczy i to zaczął być oficjalnie trunek taki, jak znamy go na przykład w Polsce. Jednak wcale nie zmieniło się za bardzo myślenie u ludzi i w krajach postsocjalistycznych zwłaszcza znajdziemy takich na przykład abstynentów w cudzysłowie, którzy mówią tak: „Szanowny Panie. Ja nie tykam alkoholu w ogóle, a że piwo od czasu do czasu to nie alkohol”. Z takim mitem borykamy się do dzisiaj. Naturalnie prawda jest taka, że w środku znajdziemy identyczny alkohol etylowy, jak w winie, czy w wódce na przykład. Zobaczmy to na konkretnym przykładzie.
Praktyka wygląda w taki o to sposób, w co być może trudno będzie uwierzyć, ale w każdym z tych szkieł znajduje się precyzyjnie taka sama ilość czystego alkoholu etylowego czyli jest tutaj mniej więcej 10 gramów. Od waszej prawej stronny mamy kieliszek wina dwunastoprocentowego, mniej więcej 100 mililitrów, obok piwo pięcioprocentowe, mililitrów 250 i czterdziestoprocentowa wódka w objętości 30 mililitrów, a to wszystko oznacza, że nie dajmy się zwieść temu, że tego piwa jest troszeczkę więcej, wina trochę mniej, wódki już w ogóle mniej. Pamiętamy, że nadal bez względu na pojemność, mamy tutaj identyczną dawkę alkoholu, a więc piwo jest pełnoprawnym alkoholem. Ale zastanówmy się skąd ten alkohol w ogóle tutaj w środku się wziął.
Nawet w warunkach domowych możemy przyglądać się niesamowitym procesom. Tutaj w środku mamy kilka litrów wywaru powiedzielibyśmy ze zboża, w tym przypadku jęczmienia i przez długie gotowanie wyciągnęliśmy z tego zboża wszystko, co najlepsze, a więc drogocenne cukry. Jednak, jak dobrze się tutaj przyjrzycie i zobaczycie takie bulgotanie, niespokojną powierzchnię tej cieczy, to da nam to jednoznaczny dowód na to, że te cukry z jęczmienia nie są w środku jedyne. Mamy tam cały mikroświat przede wszystkim w postaci drożdży i to one właśnie powodują, że to wszystko tak tutaj trochę buzuje, bo zjadają te cukry pochodzące ze zboża w zamian za to dają alkohol właśnie i dwutlenek węgla, którego nadmiar usuwany jest między innymi przez tą rureczkę, którą widzicie tutaj wyżej. Ten proces w konsekwencji doprowadzi, że z tej o to brei powstanie piwo i co jest najciekawsze, niemal identycznie wszystko wyglądałoby, gdybyśmy cukry pochodzące ze zboża zastąpili na przykład cukrami z owoców, z winogron. Wtedy w podobnym niemal procesie powstałoby nam wino, a to udowadnia, że właściwie czy przy winie, czy przy piwie mówimy o identycznym alkoholu.
Czy spotkaliście się kiedyś z takim stwierdzeniem, chyba z resztą najbardziej popularnym za granicą, że w Polsce jest wiecznie zimno, tutaj po ulicach powinny biegać białe niedźwiedzie, a Polacy na dodatek koją swoje zszargane nerwy morzem wódki? Jeśli tak, to rozejrzyjmy się i konkludując niedźwiedzi tutaj za bardzo nie widzę, ale co ciekawe ta druga część tego twierdzenia czyli że Polacy przede wszystkim spośród alkoholi raczą się wódką jest popularna nawet wśród naszych rodaków i czy jest tak w rzeczywistości? Nic bardziej mylnego. To piwo dominuje na tej alkoholowej mapie ponad połowa wypijanego alkoholu w Polsce to piwo właśnie natomiast ta wódka i inne wyroby tego typu są oczywiście obecne w przedziale mniej wiece 36 do 37% z całości, a wino to ten najmniejszy udział w rynku zaledwie od 7 do 9%, co nie znaczy wcale, że od zawsze tak było. Dawniej oczywiście Polska była przede wszystkim powiedzielibyśmy wódczana, a ta zmiana z kraju wódczanego na piwny dokonała się zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia mniej więcej pod koniec lat 90 XX wieku. Ale pamiętajmy, że to raczej piwo było najsilniej zakorzenione w historii Polski.
Współczesna dominacja piwa to nic innego jak powrót do historycznych korzeni, gdy w starej Polsce piwo absolutnie dominowało na stołach zarówno biednych, bogatych, jak i czasami w wersji nawet śniadaniowej. To oznacza, że musieliśmy wziąć piwo aby stało się podstawą zupy gramatki, która była szczególnie popularna zwłaszcza na śniadania. Robiło się ją w ten sposób, że bierzemy piwo właśnie, a następnie dodajemy do tego chleb, który został wcześniej pokrojony w takie o to kosteczki. Wszystko nam ląduje do środka i koniecznie żółtko, czasami możemy spotkać w przepisach nawet wymagania aby było ich więcej, dwa, trzy i to wszystko mieszamy aż uzyskamy jednolitą konsystencję i gdy to będzie gotowe po prostu podamy to razem ze zwykłym twarożkiem. W ten sposób ugotujemy zupę, którą na przykład codziennie rano jadał król Zygmunt Stary zanim jeszcze był stary, bo wtedy gdy był młodzieńcem i rzeczywiście bardzo sobie ją chwalił, ale tutaj może pojawić się pytanie: „Co ze zwykłą wodą”? Czy ona czasami nie była tym podstawowym napojem. Otóż nie było tak tylko ze względu na to, że niestety często w niej czaiły się jakieś tam bakterie, drobnoustroje, rzeczy groźne, a piwo, które na etapie produkcji musiało być ważone, ugotowane automatycznie pozbywało się groźnych dla człowieka drobnoustrojów. Gdybyśmy na przykład taką czarkę wody postawili obok jakiegoś polskiego szlachcica w trakcie uczty, to jemu absolutnie by nie przyszło do głowy aby ją wychylić i wypić, ale na przykład umoczyłby sobie tutaj ręce i w ten sposób obmył je, przystąpił do uczty. Natomiast mniej więcej 350 lat temu piwo zaczęło schodzić na dalszy plan, natomiast dominację zdobyła gorzałka znana u nas czasami okowitą. Ta nazwa bezpośrednio bierze się z łaciny, gdzie aqua vitae to dosłownie woda życia. Skąd akurat taka nazwa wódki w tamtym czasie. Przez pewien moment dziejów, wódkę ordynowano w kategoriach leku stąd nazwa woda życia, bo na przykład bóle brzucha były tak leczone albo niespokojne dzieci dostawały trochę wódki aby nieco złagodniały. Oczywiście był to dramatyczny sposób, ale w historii obecny. Rzeczywiście sama wódka zaczęła dominować wtedy, jak niektórzy historycy twierdzą, gdy zboża w Polsce było po prostu za dużo. Coś trzeba było z nim zrobić, przerabiano go na gorzałkę właśnie, ale później miejsce zboża spokojnie zajęły ziemniaki. Z resztą w innych krajach na przykład Europy Zachodniej do dzisiaj pije się trunki, które historycznie były uwarunkowane o tyle dość mocno, że po prostu było sporo surowca, który był niezbędny do produkcji takich napitków. Ja wracam do mojej gramatki, a za moment przechodzimy do następnego mitu.
Cofnijmy się do 1995 roku. Wtedy to po drodze w okolicach Wrocławia sunie samochód kierowany przez Tadeusza S. W końcu nasz kierowca przegrywa nierówną walkę z samym sobą, z drogą, z samochodem i ląduje na poboczu. Na miejsce przyjeżdżają odpowiednie służby i coś ich tknęło, kazało sprawdzić czy czasami nasz kierowca nie spożywał wcześniej alkoholu. Zrobiono odpowiednie badanie, ale wynik był tak nieprawdopodobny, że powtarzano je pięciokrotnie. Uwaga skala ostateczny wynik zatrzymała się na 14,8 promila i tak uprzejmie tutaj tylko przypomnę, że śmiertelna dawka waha się od mniej więcej 4 do 5 promila. W tym przypadku, co jeszcze dziwniejsze Tadeusz S. po paru dniach zmarł w szpitalu nie ze względu na zatrucie alkoholowe, ale po prostu jego organizm nie wytrzymał obrażeń wewnętrznych spowodowanych wypadkiem. Oczywiście nikt się nie będzie kłócił, że akurat w przypadku naszego bohatera tej historii, alkohol jednoznacznie przyczynił się do tego, że był wypadek, zostało najpierw uszkodzone zdrowie, a ostatecznie alkohol zabrał mu życie. Ale czy zawsze jest tak, że dla osoby pełnoletniej jakakolwiek dawka alkoholu nawet mała będzie powodowała jakieś komplikacje zdrowotne? Okazuje się, że nie.
Istnieje całe mnóstwo poważnych badań naukowych stawiających tezę, że regularne picie alkoholu w umiarkowanych ilościach ma korzystny wpływ na zdrowie. Przykłady? Obniżenie ryzyka choroby niedokrwiennej serca od 32 do 35%, ryzyko ostrego zawału serca mniejsze o nawet 30% podobnie jak w przypadku zachorowania na cukrzycę, a znajdziemy nawet dane o ogólnej redukcji umieralności o całe 18% i niemal każde z tych badań odnosi się do pojęcia umiarkowanej dawki, ale co to właśnie jest ta umiarkowana dawka?
W tym kontekście będziemy posługiwali się jednostką nazywaną standardową dawką alkoholu czyli jest to już nam dobrze znane około 10 gramów alkoholu etylowego i teraz w kontekście tych ewentualnych dobrych dla zdrowia skutków, panie nie powinny przekraczać jednej standardowej dawki alkoholu dziennie, a panowie dwóch. Ale, ale bardzo ważne zastrzeżenie. Jeśli nagle zwiększamy tę dawkę dzienną, to automatycznie powiększamy to ryzyko wystąpienia jakiejś choroby i co jeszcze niezwykle istotne te ewentualne zdrowotne, dobre rzeczy mają zastosowanie wyłącznie dla osób pełnoletnich, dorosłych czyli w kontekście osób niepełnoletnich ta zasada po prostu nie działa i nie ma z tym żartów.
Sumując to wszystko, możemy dojść do wniosku, że umiarkowane i regularne spożywanie alkoholu jest wręcz wskazane po to żebyśmy dbali o nasze zdrowie. Jednak leczenie wodą ognistą jest takim trochę igraniem z ogniem, bo dla ostrożności naukowej odnotujmy, że są oczywiście badacze, którzy powątpiewają w pozytywny wpływ alkoholu na nasze zdrowie. Jednak jeśli mamy do czynienia z badaniami, które wskazują na pozytywny wydźwięk alkoholu w naszym organizmie, to te badania zwykle koncentrują się na wybranych schorzeniach, a to oznacza, że istnieją inne choroby, dla których ten alkohol może działać negatywnie, co nie zmienia jednak faktu, że na gruncie współczesnej medycyny twierdzenie, że alkohol zawsze i wszędzie szkodzi zdrowiu jest po prostu nieprawdziwe. Jednak nie chciałbym żeby z tego wszystkiego płynął taki wniosek, że jeśli do tej pory ktoś nie spożywał alkoholu, to teraz powinien robić to dla własnego zdrowia, bo chodzi o coś zupełnie innego. Mianowicie jeśli chcesz żeby ten alkohol jakkolwiek dobrze działał, a pijesz alkohol, to rób to w sposób ostrożny, odpowiedzialny i zawsze umiarkowany.
Ustaliliśmy już, że Polska to kraj tradycyjnie piwny, a w końcu olbrzymim entuzjastą złotego trunku miał być nasz pierwszy król Bolesław Chrobry i właśnie jegomościa, z dwudziestozłotówki złośliwie nawet przezywano drink beer, co niektórzy tłumaczą na polskie słowo piwosz, a inni na nieco mniej ładne piwożłob. Chrobry miał nawet przyjąć Ottona III kufelkiem piwa i według powszechnego przekonania taka miłość polskiego króla do piwa niechlubnie przełożyłaby się na wielki monarszy brzuch, który do dzisiaj nazywamy mięśniem piwnym. Czy faktycznie piwo doprowadziłoby Bolesława Chrobrego niechybnie do otyłości? Niekoniecznie. Piwo jest niesłusznie oskarżane o bezpośrednie przyczynianie się do naszej otyłości. Przyjrzyjmy mu się tak z dietetycznego punktu widzenia. Wtedy okaże się, że w 100 gramach piwa, takiego jak tu widzicie na załączonym obrazku mamy od 40 do 44 kilokalorii. Czy to jest dużo? Dla porównania w 100 gramach jabłek, takim pięknym egzemplarzu jak tutaj, mamy na przykład od 52 do 55 kilokalorii, a więc wyraźnie mniej. Jednak niektóre badania każą nam nieco tę kwestię przemyśleć i nie porównywać bezpośrednio kilokalorii pochodzących z jedzenia do tych, które znajdziemy w alkoholu, ponieważ są naukowcy, którzy twierdzą, że tak naprawdę wartość odżywcza alkoholu czyli piwa na przykład pod kątem ewentualnego dokładania się do naszego tycia, nie jest wcale tak duża jak byśmy to mieli wyrażać w kilokaloriach. W związku z tym po raz kolejny mamy tutaj dowód na to, że z tym piwem w kontekście tycia wcale nie musi być tak źle. A co o tym mówią inne badania? Związków z rosnącym brzuchem po piwie nie znaleźli badacze, którzy wzięli pod lupę Czechów, a więc naród tradycyjnie rozkochany w złotym trunku. Autorzy badania wprost piszą, że nawet jeśli byłyby bezpośrednie związki, to są one, uwaga, nieznaczące. Inne badania wskazują, że na otyłość może wpływać przekraczanie dawki, ale więcej niż pół litra piwa dziennie. Skąd zatem wzięła się zła sława kalorycznego piwa? Powodów może być kilka, ale jeden jest szczególnie uwarunkowany kulturowo, ponieważ niektórzy nie wyobrażają sobie takiej sytuacji, że na przykład oglądają mecz, a tutaj obok szklanki piwa nie ma jakiegoś jedzenia. To towarzystwo dla niektórych rozumie się samo przez się. Właśnie, co dzieje się wtedy na gruncie naszych organizmów? Toczy się mecz, walka, ale tutaj w środku. Nasz organizm jak najszybciej chce wyrzucić z siebie truciznę w postaci alkoholu. Ją powiedzielibyśmy przetrawi w pierwszej kolejności, a na dalszy plan zejdzie cała reszta tego jedzonka, co oczywiście odbije się niechybnie w ten sposób, że odłoży się w niechcianych partiach naszego organizmu, ale co bardzo ważne dla obalenia naszego mitu, tego typu sytuacja, problem powiedzielibyśmy będzie zarówno obowiązywał, gdy mówimy o piwie, winie, wódce, czy jakimkolwiek innym alkoholu, jednak naturalnie to do piwoszy przytknęła taka łatka ludzi z dużymi brzuchami. Niesłusznie, bo tym razem nie chodzi o rodzaj alkoholu, ale o sam w sobie alkohol, a właściwie o jego ilość. Rzeczywiście do końca nie wiadomo jak to było z tym Bolesławem Chrobrym i jego brzuchem, to pewnie pozostanie tajemnica historii natomiast jeśli wieczorem pił małe piwo w trakcie obmyślania strategii, to pewnie ten brzuch nie był za wielki, ale kto wie ile potrzebuje królewskie gardło.
Poezja w temacie kaca jest niezwykle bogata i na przykład po wieczorze spędzonym w takim o to towarzystwie, Francuzi powiedzą, że rano mamy gębę z drewna, Niemcy określą ten stan mianem wycia kotów w głowie, Szwedzi wspominają o bólu włosów, co ciekawe, a Norwegowie tak już zupełnie metaforycznie powiedzą, że w środku tutaj drwale pracują naprawdę intensywnie i jest w tym trochę prawdy, jednak wokół tego kaca narosło jeszcze jedno powiedzenie, a mianowicie: „Jeśli dobrze poukładamy wieczorem kolejność spożywania takich trunków, to wszystko będzie w porządku” i na przykład w Polsce przyjęło się twierdzić, że jeśli zaczniemy od tych słabszych alkoholi, a stopniowo będziemy przechodzili do mocniejszych to wszystko będzie ok. Taka kolejność byłaby tutaj zastosowana, ale już na przykład w krajach anglosaskich powiada się zupełnie odwrotnie czyli musimy zaczynać od czegoś naprawdę mocniejszego i przechodzić do tych słabszych trunków. Problem w tych dwóch metodach polega na tym, że niestety obie możemy włożyć między bajki, ponieważ pierwsza zasada święta toksykologii mówi o tym, że to dawka czyni truciznę, a nie kolejność podawania tej dawki. Tak naprawdę nasz organizm nie jest bardzo wybredny. W związku z tym, czy to etanol pochodzący z whisky, czy z wina będzie strawiony bardzo podobnie. Niektórzy dodają do tego, że niektóre typy alkoholi nasz organizm lubi nieco mniej na przykład ze względu na taką zawartość dodatkowych jakichś czynników na przykład przy okazji whisky, ono może troszeczkę z drewnianej, dębowej beczki wyciągnąć trochę tanin w związku z tym to trawienie będzie tutaj utrudnione, jednak tak czy inaczej kolejność tutaj znaczenia większego nie będzie miała. Skąd w związku z tym ten mit pojawił się w naszej kulturze? Jak słusznie zauważa profesor Krzysztof Ludwicki z Polskiego Towarzystwa Toksykologicznego już samo mieszanie alkoholi jest potwornym męczeniem naszego organizmu, które może mieć przykre konsekwencje następnego dnia rano, gdy w łóżku leżymy i nie jesteśmy w stanie funkcjonować bez hektolitrów wody i być może właśnie podłoże tego mitu ma miejsce, buduje się w takich okolicznościach, bo taki delikwent leży i myśli tak: „ Być może to kolejność alkoholi zawiniła, a nie to, że po prostu przyjąłem za dużą dawkę”. Ludzie mają zdecydowanie mniejszą tendencję do przyznania się do błędu w związku ze zbyt dużą ilością alkoholu, co powoduje, że łatwiej to wszystko zrzucić na kolejność. Jednak jak pokazało bardzo wiele badań w tym kompleksowo przeprowadzone między innymi na Uniwersytecie Nowojorskim, na Uniwersytecie Medycznym, jeśli kolejność alkoholi ma jakiekolwiek znaczenie, to to znaczenie pozostaje wyłącznie psychologiczne, na pewno nie fizyczne. W związku z tym tak tytułem podsumowania często słyszymy, że specjaliści mówią: ”No umiarkowanie alkohol może być spożywany nie inaczej” i wbrew pozorom te wszystkie argumenty mają sporo sensu.
Autor odcinka – Radek Kotarski