8 godzin nie ma sensu! Jak długo powinniśmy pracować?
Czas pracy trwający 8 godzin dziennie jest jak ochronny pokrowiec do Nokii 3310, kompletnie pozbawiony sensu. Ale w sumie dlaczego? Wyobraź sobie, że wstajesz około 6 rano razem z pierwszymi promieniami słońca, ubierasz się jak najszybciej, przemywasz twarz wodą z miski, zjadasz szybko parę ziemniaków ugotowanych wczoraj i biegniesz do pracy. Spędzisz z niej 12, a nawet 14 godzin, aby wrócić po zmroku, ugotować kolejną porcję ziemniaków, zjeść trochę i pójść spać. Ten sam scenariusz powtórzysz także jutro, pojutrze, aż do momentu jak nie padniesz na twarz i cichutko umrzesz na progu swojego domu wychodząc do pracy.
To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:
Książki Radka:
👉 Inaczej
W taki właśnie sposób 120,150 lat temu żyła na Ziemi ogromna część ludzkości, w sumie niektórzy żyją tak nawet dzisiaj. Los lekarzy, pielęgniarek czy ratowników medycznych pod względem harówki nie różni się jakoś szczególnie od znoju 14-letniego górnika na początku XX wieku. W każdym razie ktoś kiedyś wpadł na pomysł, aby prawnie ograniczyć czas pracy, a wybór trwał na dniówkę trwającą właśnie 8 godzin. To, co wtedy uchroniło wielu ludzi przed zaharowaniem się na śmierć, dziś jest po prostu nieaktualne. Czemu? I ile powinien trwać dzień pracy? Zanim odpowiemy na te pytania posłuchajmy o czym ostatnio rozmyślał mój kuzyn. Przed wami Ładek i jego Wołek Rozmyśłań.
Jeśli pracujesz w jednym miejscu przez 30 lat, to w życiu spędzisz więcej czasu ze swoimi współpracownikami niż ze swoimi rodzicami, albo dziećmi. Smutne, ale prawdziwe, zwłaszcza wtedy gdy wśród twoich współpracowników znajdują się ludzie, którzy postanowili zamienić się na mózgi z amebą. Ale przecież ameby nie mają mózgu? No właśnie. Zacznijmy od ustalenia komu zawdzięczamy 8-godzinny dzień pracy. Powszechnie przyjmuje się, że pracujemy dzisiaj 8 godzin dziennie przez dżentelmena nazwiskiem Owen, Robert Owen, który wyglądał zresztą jak sobowtór aktora Tomasza Dedka, znanego z roli Jędruli w „Rodzinie zastępczej”. Owen ponad 200 lat temu miał duży zakład włókienniczy, w którym wesoło przez 12, 14 godzin dziennie pracowały kobiety i dzieci od szóstego roku życia, serio? U nas sześciolatki co najwyżej zastanawiają się czy na komunię chcą kłada czy Xboxa, a w Wielkiej Brytanii dwa wieki wcześniej co najwyżej mogły się zastanowić czy ze zmęczenia po szychcie w fabryce padną na twarz czy na plecy, do wyboru, można decydować samemu. Praca naprawdę była wtedy strasznie dla tych dzieci wykańczająca, do tego stopnia, że dzisiaj wszystkie te dzieci nie żyją. Nas dzielny Jędrula postanowił więc skończyć z tym wyzyskiem i ograniczył w swoich zakładach czas pracy do ośmiu godzin. Parę lat później wytłumaczył, że chodziło mu o to, aby ludzie dzielili dobę równo na trzy części, na 8 godzin pracy, 8 godzin czasu wolnego, i 8 godzin snu. Coś co dla nas jest w miarę normalne, 200 lat temu nie zostało przyjęte szczególnie ciepło. Wspólnicy Owena i inni właściciele fabryk twierdzili naprawdę, że jeśli ludziom zostawi się tak dużo godzin bez pracy, to będą kuszeni przez szatana i zejdą na złą drogę. Powinni więc tylko pić, jeść, spać i pracować jak tamagotchi. Dlatego pomysł Roberta Jędruli Owena nie został od razu wprowadzony, stało się to dużo później, także w Polsce. Ale kiedy konkretnie? Czas na Zagadkę Wujka Radka.
Proszę bardzo, Radzieńku takie fantastyczne pytania dla mnie zadajesz, to może mnie też odciążysz w kwestii podcierania się w toalecie? Kiedy w Polsce 8 godzin pracy wprowadzili? A. Po Powstaniu Styczniowym, 1863 rok B.
Po odzyskaniu niepodległości 1918 czy może C. Za Gomółki, w czasach mojej szalonej młodości i w wielu przypadkach ciąż na południu Polski. Przypadek? Nie sądzę, w 1956 roku, no kiedy? Odpowiedź jak zawsze na końcu programu. Co by nie mówić, wprowadzenie ośmiogodzinnego dnia pracy uratowało wiele istnień, bo ludzie pracujący niczym roboty w fabrykach przez te kilkanaście godzin dziennie szybko stawali się żywymi wrakami, a potem wrakami nieco mniej żywymi, bo umierali w wieku około 40 lat. Jest tylko jeden problem, czasy się zmieniły, a my nadal stosujemy prawo o 8 godzinach, które powstało w zupełnie innej rzeczywistości. To tak jakby nadal brać dosłownie zdanie z Biblii, a konkretnie z Księgi Powtórzonego Prawa, cytuję „jeśli się bić będą mężczyźni, mężczyzna i jego brat i zbliży się żona jednego z nich i chcąc wyrwać męża z rąk bijącego wyciągnie rękę i chwyci go za części wstydliwe, odetniesz jej rękę, nie będzie twe oko miało litości”. W takiej sytuacji nie odcinamy już kobiecie ręki, przynajmniej na razie nie odcinamy, bo póki co rząd uważa, że to przestrzały przepis, więc go nie stosuje. Dla wielu badaczy tematu pracy niemal identycznym prawem jest to mówiące o 8 godzinach. Jakie za tym stoją argumenty? Po pierwsze, większość z nas nie mieszka w budynku obok XIX-wiecznej fabryki, aby znaleźć się tam w ciągu trzech minut. Zaraz po wstaniu trzeba się przepoczwarzyć w człowieka, umyć, ubrać, spakować i dojechać do miejsca pracy, co trochę zajmuje. Jedno z badań pokazało, że sam tylko dojazd zajmuje przeciętnie Polakom około 41 minut dziennie. Gdy dodamy do tego konieczność robienia zakupów, prania, czy ogarniania życia innym domownikom to 8 godzin czasu wolnego, o które walczył Robert Owen jest totalną mrzonką. Chyba że ktoś za czas wolny uważa pranie, sprzątanie i odwożenie dzieci do szkoły, to wtedy gratuluję ciekawego życia, to jest po prostu praca, jak każda inna.
Po drugie, kiedyś rozpoczynało się i kończyło pracę w fabrykach na dźwięk dzwonka, niektórzy historycy twierdzą, że także dlatego dzwonki do dzisiaj stosuje się w szkołach. Chodziło o to aby przyzwyczaić, a mówiąc konkretniej, wytresować przyszłych pracowników do pracy w określonych przedziałach. Jeśli 200 lat temu słyszeliśmy końcowy dzwonek w szkole czy pracy, to oznaczało to koniec roboty na dzisiaj i można było myśleć o przeróżnych przyjemnościach jak na przykład gotowanie ziemniaków. Dzisiaj za sprawą smartfonów wielu z nas jest dosłownie przyspawanych do firmowych skrzynek odbiorczych czy do służbowych rozmów telefonicznych, do tego trzeba doliczyć czas, w którym myślimy o pracy, lub powoduje ona u nas taki stres, który trzyma nas jeszcze w czasie wolnym. Coraz rzadziej mamy komfort pracowania faktycznie tylko i aż przez 8 godzin dziennie.
Po trzecie, od czasów Roberta Owena drastycznie zmienił się sposób w jaki pracujemy, większość z nas nie wykonuje jednostajnej pracy przy jakiejś linii produkcyjnej, bo w tym dużej mierze wyręczyły nas roboty. Od połowy XX wieku rośnie udział ludzi, których naukowcy nazywają pracownikami wiedzy. Profesor Peter Drucker definiował ich jako ludzi, którzy w pracę nie wkładają jedynie umiejętności manualnych i siły fizycznej, ale przede wszystkim wiedzę zdobytą w trakcie edukacji lub praktyki zawodowej. Muszą więc myśleć, dopasować swoje działania do aktualnej sytuacji i brać odpowiedzialność za innych. Dziś większość zawodów podpada pod tę definicję. Niezależnie od tego czy mówimy o pracowniku stacji benzynowej, miejskich wodociągów czy agencji reklamowej, tak dochodzimy do sedna problemu. Jeśli twoja praca nie polega na wzięciu młotka i uderzaniu nim w jedno miejsce, a następnie powtórzenie tego zaawansowanego schematu kilkaset razy dziennie, to 8 godzin dziennie nie jest dla ciebie. Dlaczego? Bo nasz mózg nie jest w stanie tak długo skupić się na zadaniach i pracować na wysokich obrotach. Każda decyzja i akcja oznacza wysiłek dla naszego organizmu, który nie przychodzi wcale za darmo, płacimy za niego zmęczeniem, stresem i coraz mniejszą koncentracją. Współczesna nauka jest zgodna, że utrzymanie uwagi przez 8 godzin, aby działać w tym czasie w szczycie możliwości jest po prostu niemożliwe. Oczywiście można przez całą dniówkę coś robić, ale jak to ładnie powiedział jeden z badaczy; nie można mylić bycia zajętym z byciem produktywnym.
Mózg i cały organizm potrzebują odpoczynku i to nie takiego, który został określony w prawie pracy, w ustawie napisanej w czasach głębokiego PRL-u, bo w jej myśl, osoba, która pracuje co najmniej 6 godzin ma prawo do 15 minut przerwy w ciągu dnia roboczego. Jeśli pracuje 8, lub 12 godzin, to przysługuje jej dokładnie te same 15 minut. Pracodawca według ustawy, może wspaniałomyślnie zgodzić się na dłuższą przerwę, ale nie wliczy się ona do czasu pracy i pracownik będzie musiał zostać dłużej w swojej robocie. Wow, dzięki! To tak jakby powiedzieć komuś, że zapraszamy go do restauracji, może sobie wybrać z menu wszystko to, na co ma ochotę, w dowolnej ilości, nawet niech rodzinie zapakuje. Ale na sam koniec będzie musiał za to zapłacić.
System 8-godzinny powoduje co najmniej dwa zasadnicze problemy u ludzi, którzy są pracownikami wiedzy, czyli jakby nie patrzeć, u większości z nas. Z jednej strony nie ma nic bardziej wkurzającego niż ogarnięcie całej roboty, na przykład w piątek do godziny 13.00, tylko po to, aby odsiedzieć na dupogodzinach do końca dnia roboczego. Więc pracownicy nie mają motywacji do tego by działać szybciej i sprawniej bo i tak muszą być w pracy. System 8-godzinny zwyczajnie nie promuje wysokiej jakości działań. Z drugiej strony, ludzie którzy mają tak dużo do zrobienia, że nawet nie wyrabiają się w te osiem godzin i ignorują prawo swojego organizmu do odpoczynku, mogą nabawić się czegoś co nauka określa mianem ultradialnego syndromu stresu. Nazwa brzmi dość przerażająco, co najmniej tak jak informacja o tym, że Iwan Komarenko pracuje nad nową płytą. Ultradialny syndrom stresu to nic innego jak wystrzelone w kosmos poziomy zmęczenia, nerwowości i rozproszenia, których to nawet możemy nie zauważyć, bo zwyczajnie zalejemy je kawą lub przekupimy słodką przekąską. Działając tak nieustannie przez 8 godzin mamy ogromną szansę na to, że nagromadzone napięcie zamieni się w jakąś groźną chorobę. Aby uniknąć tego typu atrakcji, naukowcy zaczęli się zastanawiać ile w takim razie godzin powinien trwać idealny dzień roboczy, który uwzględniałby wszystko to, co wiemy dziś o pracy mózgu. Nie chodzi o to, aby pracować mniej i robić mniej, badacze starają się znaleźć taką liczbę godzin, w której da się zrobić to samo, albo nawet więcej niż przez standardowe 8 godzin. W takim wariancie zaoszczędzony czas przeznaczamy na odpoczynek, hobby czy naukę co przekłada się na mniejsze poziomy stresu i większe zadowolenie z życia.
W Szwecji eksperymentuje się w ten sposób z dniem roboczym trwającym 6 godzin i to ze sporymi sukcesami, jednak inni badacze są nawet bardziej radykalni i twierdzą, że 6-godzinna dniówka to zdecydowanie za długo. A optymalnym czasem jest praca na pełnych robotach przez godzin 4. Paradoksalnie te wszystkie pomysły na 4 czy 6 godzin pracy są zgodne z tym jak pracowali nasi przodkowie tysiące lat temu w ramach plemion zbieracko-łowieckich. Bardzo długo wydawało nam się, że ludzie pierwotni walczyli o przetrwanie balansując na granicy wiecznego głodu, ale nic bardziej mylnego. 50 lat temu antropolog Marshall Sahlins zaszokował świat swoim odkryciem, że tak naprawdę naszym pra, pra, pra i trochę jeszcze pra przodkom wystarczyło od 3-5 godzin roboty dziennie, aby wyżywić wszystkich członków plemienia. My pracujemy dużo dłużej, aby tak samo wyżywić wszystkich członków plemienia i kupić iPhone ’a? co poszło nie tak?
Jakkolwiek ten odcinek może brzmieć jak utopijna propaganda krótszego czasu pracy, to jednak badania naukowe są bezlitosne. Pokazują, że ludzie pracujący krócej i dbający o odpoczynek radzą sobie z robotą po prostu lepiej. Rzadziej też zapadają na choroby cywilizacyjne i są bardziej zadowoleni z życia. Jednak nie oszukujmy się, szansa na to, że rządzący, albo pracodawcy wspaniałomyślnie wezmą pod uwagę wyniki badań naukowych i zmniejszą ustawowy czas pracy jest, mówiąc bardzo delikatnie, niewielka szansa. Ale nie oznacza to, że nic nie możemy zrobić tu i teraz, niezależnie od tego czy pracujemy na etacie, zleceniu czy w ramach własnej działalności gospodarczej. Równie ważne jeśli nie ważniejsze od właściwej liczby godzin pracy jest jej dobre poukładanie w ciągu dnia, a konkretnie ustalenie przemyślanych i częstych przerw, a jeśli nie możemy tego zrobić, bo niestety pracodawca upiera się przy regulaminowych 15 minutach to zaplanowanie naszego dnia pracy tak, aby na każde 90 minut wyższej aktywności przypadało 20 minut roboty, która nie wymaga od nas zbyt wiele. Wtedy organizm będzie miał czas chociaż troszeczkę się zregenerować. Trzeba to zrobić w zgodzie z własnym zegarem biologicznym. Wskazówki jak to sprawdzić u siebie i wdrożyć zawarłem w swojej najnowszej książce pod wiele mówiącym tytułem „Inaczej”, bo naprawdę da się pracować inaczej. Zbyt często ludzie w Polsce zapierniczają jak woły, a niewiele z tego mają, brakuje im czasu wolnego, pieniędzy, rozwoju, czy chociażby satysfakcji z tego, co robią. To spory problem, zwłaszcza, że dotyka 1/3 naszego życia. Dlatego w „Inaczej” zawarłem naukowo sprawdzone metody, których sam używam, aby dobrze zorganizować sobie pracę, czuć się zmotywowanym i przestać odkładać różne sprawy na później. Aktualnie trwa przedsprzedaż tej książki na stronie inaczej.alt.pl i to najlepszy moment na zakup bo wyślemy ją do ciebie darmową przesyłką kurierską na terenie Polski i otrzymasz ją przed innymi z tego pierwszego cennego nakładu. Kup swój egzemplarz szybko i bezpiecznie na inaczej.alt.pl
A zadanie na dzisiaj jest proste, napiszcie w komentarzu ile godzin dla ciebie powinien trwać dobry dzień roboczy? Jeśli słuchacie tego w formie podcastu, to po prostu o tym pomyśl. Dziękuję za dzisiaj i do zobaczenia następnym razem. Dobra odpowiedź na zagadkę to B, za czasów Józefa Piłsudzkiego wprowadzono w Polsce 8 godzin pracy, z którymi możesz się zmierzyć łatwiej za sprawą mojej książki. Proszę jeszcze o jedno, kliknij pod tym filmem łapkę w górę, to naprawdę ważne. Dziękuję.
Autor odcinka – Radek Kotarski