Kim byłby Bill Gates, gdyby żył w Polsce?

Zostało już naprawdę niewiele czasu, aby kupić moją najnowszą książkę „Inaczej” z darmową wysyłką
kurierską na terenie Polski. Swój egzemplarz kupuj na inaczej.alt.pl. To pewnie zrobiłby Bill Gates, gdyby był
Polakiem. Jak wtedy potoczyłyby się jego losy?

To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:


Książki Radka:

👉 Włam się do mózgu

👉 Inaczej

👉 Nic bardziej mylnego


Bill Gates, przez całe lata najbogatszy człowiek świata, który do dziś dzierży ogromną fortunę i władzę,
prawdopodobnie w czasie gdy wypowiadałem poprzednie zdanie jego majątek powiększył się spokojnie o
kolejny milion dolarów. Niezłe tempo. Mimo to jego fryzura niemal od zawsze wygląda jakby powstawała za
dwa dolary przy osiedlowym zakładzie fryzjerskim. Bill Gates to jedna z najbardziej tajemniczych i
fascynujących osób a tym łez padole, dlatego dzisiaj zastanowimy się co stało za jego sukcesem, może
zupełny przypadek? Czy jesteśmy w stanie nauczyć się z jego historii czegoś dla siebie? I jak mogłaby
potoczyć się jego kariera, gdyby nasz bohater urodził się tutaj, w Polsce? Zanim odpowiemy na te pytania
posłuchajmy o czym o ostatnim tygodniu rozmyślał mój kuzyn. Przed wami Ładek i jego Wołek Rozmyśłań.
Jest ci bliżej do posiadania 1 miliona dolarów niż Billowi Gatesowi. Wow! To prawda, Bill Gates musiałby się
naprawdę postarać, aby zredukować swój majątek do zaledwie jednego miliona dolarów, cóż mógłby zrobić
w tym celu? Kupić moją książkę każdemu mieszkańcowi Ziemi, albo spłacić prawie połowę długu
zagranicznego Polski lub 6.5 tysiąca razy wydrukować karty wyborcze na wybory, które się nie odbędą. W
sumie opcji jest całkiem sporo, ale jak to się w ogóle stało, że Bill Gates dysponuje majątkiem o wartości
około 120 miliardów dolarów? Musimy cofnąć się do roku 1955, kiedy to urodził się bohater naszej historii, u
nas wtedy w Polsce panował siermiężny socjalizm i dopiero co oddano do użytku Pałac Kultury i Nauki
imienia Józefa Stalina. Gdyby zatem Gates urodził się tutaj, to w tym czasie jego rodzina zapewne
dyskutowałaby, jak inne u nas wtedy, czy ta przedziwna biała budowla, górująca nad zdewastowaną przez
Niemców Warszawą, to naprawdę symbol nowoczesności, czy może radzieckiej okupacji? Powiedziałem
‘biała budowla’, bo w swoich początkach Pałac Kultury i Nauki był niemal zupełnie biały, ale po prostu
zabrudził się po jakimś czasie i ten stan w miarę trwa po dziś dzień.

Rodzice Gates’a nie musieli myśleć o socjalizmie, bo jego ojciec był wziętym prawnikiem, a matka wysoko
postawioną pracownicą banku, niestety nie Millenium. I tak trafiamy na pierwszy element naszej układanki.
Zamożność rodziców Gates’a pozwalała na wybór przez niego niemal dowolnej ścieżki na szczyt, od samego
początku było wiadomo, że mały Bill zostanie prawnikiem, tak samo jak jego tata, dlatego trafił do elitarnej,
prywatnej szkoły Lakeside w Seattle w stanie Waszyngton. Jednak nasz całkiem nieźle urodzony dzieciak
zamiast prawem, zaczął interesować się wynalazkiem, o którym zaczęło się mówić coraz głośniej, a więc
komputerem. Komputery o wielkości przeogromnych szaf nie były dostępne dla zwykłych ludzi, a stały
wyłącznie na większych uniwersytetach czy ośrodkach badawczych. Jedna z takich maszyn miała szczególne
znaczenie dla naszej historii, bowiem na jednym z modeli komputera GE, z serii 200 powstał jeden z
najważniejszych języków programowania o nazwie BASIC. Tutaj tylko maluteńkie wtrącenie, wiece kto
skonstruował wspomniane komputery GE z serii 200? Arnold Spielberg, razem ze swoim kolegą. Arnold
Spielberg był ojcem znanego reżysera Stevena Spielberga. Gdyby nie pionierska praca Arnolda, który zresztą
zmarł zaledwie trzy miesiące temu w wieku 103 lat, to młody Bill Gates nie miałby nawet jak usłyszeć o
programowaniu w języku BASIC. To jeszcze nie rozwiązywało zasadniczego problemu, jak dostać się do
komputera GE z serii 200 będąc uczniem szkoły gdzieś na krańcu Stanów Zjednoczonych? Istniał jeden
sposób, trudny w realizacji, ale możliwy. W tamtym czasie można było kupić dalekopis, czyli coś na kształt
klawiatury, która łączyła się z oddalonym o setki mil komputerem. Sęk w tym, że dalekopis był i tak drogi, a
do tego trzeba było płacić za czas zdalnego używania komputera i to niemało. Kiedyś jeden z nauczycieli
przez przypadek połączył się z uniwersytecką siecią i w parę minut przepalił 200 dolarów, co dzisiaj
odpowiadałoby kwocie ponad 1600 dolarów. Zenek Martyniuk powiedziałby „jak do tego doszło, nie wiem”,
no właśnie ja też nie wiem. Na usprawiedliwienie tego nauczyciela mogę jedynie powiedzieć, że jeszcze
wtedy nie istniały strony internetowe z treściami dla dorosłych, więc zamiary miał pewnie zacne. Na
potrzeby udostępnienia uczniom i nauczycielom komputera odpowiedział szkolny klub matek, nie madek,
tylko matek, przez ‘t’, który postanowił zebrać pieniądze między innymi organizując wyprzedaże garażowe.
Udało się w tej sposób kupić dalekopis model 33, przedziwne urządzenie, które wyglądało jak połączenie kościelnych organów, maszyny do pisania i drukarki. Kupiono też impulsy na połączenie dalekopisu z
komputerem.

Bill był tymi urządzeniami zafascynowany, siedział przy dalekopisie tak długo jak tylko mógł. Zresztą
zachowało się nawet jego zdjęcie, które jest o tyle ciekawe, że Bill wygląda na nim jeszcze jak dziecko, ale
niech was nie zwiedzie ta niewinna buźka, bo Gates uczył się z morderczą prędkością i sprawnie pisał kolejne
programy. Tam też poznał równie zainteresowanego programowaniem starszego kolegę, z tej właśnie szkoły,
czyli Paula Allena, z którym parę lat później założył Microsoft. Nauczyciele szybko zauważyli, że paru uczniów,
w tym młody Bill przejawia ogromny talent w programowaniu. Cóż zatem postanowili zrobić z tym fantem?
Wyobraźcie sobie, że zwolnili tych uczniów z części zajęć, a nawet zaproponowali pieniądze i inne przywileje
za pisanie programów ułatwiających szkole działanie, na przykład przy układaniu planów lekcji. To pokazało
Gatesowi, że swoją pasję może przekuć w nieźle zarabiający biznes, a to lekcja bezcenna. Wyobrażacie sobie
coś takiego w Polsce? Kiedy ja lata temu w szkole pomogłem nauczycielowi informatyki, który mówiąc
zupełnie szczerze, nie za dużo informacji o informatyce w ogóle posiadał, pomogłem mu podłączyć do
komputera niesamowitą nowość tamtych czasów, czyli nagrywarkę do płyt CD, to w nagrodę nie byłem przez
tego nauczyciela molestowany. Serio, bo mówimy o delikwencie znanym z tego, że trochę za bardzo
przyklejał się do uczniów gdy pokazywał co trzeba kliknąć myszką. Wtedy miał tak zwyczaj, zamiast po prostu
wziąć myszkę i pokazać co trzeba, to kładł swoją rękę, ale na dłoniach uczniów spoczywających na myszce.
Bill Gates za swoją informatyczną pracę za rzecz szkoły dostawał pieniądze, ja, niemolestowanie. Uczciwy
układ. Jaki kraj, taka nagroda.

Skoro o tym mowa, tak się składa, że mieliśmy w Polsce geniusza informatycznego na miarę Billa Gatesa,
może nie w temacie programowania, a potem zamienienia tego na pełnoprawny biznes, ale na polu
konstruowania komputerów. Mowa o Jacku Karpińskim, znanym też jako Mały Jacek. Jednak zanim komuś
przyjdzie do głowy by wyśmiać ten pseudonim, zaznaczę tylko, że Karpiński używał go w czasie Powstania
Warszawskiego, gdy po latach uprzykrzania życia Niemcom w czasie okupacji postanowił uprzykrzyć im życie
nieco bardziej z karabinem w ręku. Mały Jacek przeżył powstanie, ale ledwo co, bo został ciężko ranny. Nie
mógł wtedy wiedzieć, że nikt po wojnie nie podziękuje mu za działalność w AK, a zamiast tego będzie
traktowany przez komunistyczne władze jak ktoś podejrzany. Dlatego mimo jego inżynierskiego talentu,
wyrzucano go z kolejnych zakładów i laboratoriów, gdy tylko dowiedziano się o jego wojennej przeszłości w
Szarych Szeregach. To już powiem wam było świństwo. To Karpińskiemu jednak nie przeszkadzało, aby z
pełnym uporem stworzyć innowacyjną maszynę do prognozowania pogody, pierwszy na świecie analizator
równań różniczkowych o nazwie AKAT-1, czy komputer KAR-65, który przez kolejne 20 lat z powodzeniem
służył polskim fizykom. Do tego, konstrukcje zespołu Karpińskiego nie były tymi przeogromnymi szafami
stojącymi na uniwersytetach, a przypominały raczej komputery osobiste, które dopiero wiele lat później
zawojują świat. Niemal dokładnie w tym samym czasie, w którym Bill Gates na dalekopisie pisał swój
pierwszy program, a była to wariacja na temat gry w kółko i krzyżyk, Jacek Karpiński stworzył też, nie bójmy
się użyć tego słowa, przełomowy komputer wykonujący ponad 300 000 operacji na sekundę, chodzi o model
K-202. Był to tak zaawansowany prototyp, wyprzedzający inne konstrukcje o lata, że od razu zainteresowali
się nim Anglicy, którzy widzieli w nim ogromną szansę. A jak go odebrano u nas? To posłuchajcie.
Władze partyjne nie rozumiały złota, które miały w rękach i tępe dzidy na szczycie stwierdziły, że to
niemożliwe, że K-202 może tak dobrze działać, bo gdyby mógł, to uwaga, Amerykanie lub Japończycy,
zbudowaliby go wcześniej. Mimo rzekomego poparcia ze strony pierwszego sekretarza, Edwarda Gierka, a
nawet współpracy Karpińskiego ze Służbą Bezpieczeństwa, by móc rozwijać swoje projekty, to i tak
biurokratyczna machina rządowa zakopała w ciągu paru miesięcy marzenia o masowej produkcji komputera
K-202. Sam Karpiński niestety mimo swojego ogromnego talentu, nie potrafił odnaleźć się w dyskusjach,
rozmowach czy partyjnych układach i nie potrafił się w ogóle odnaleźć w komunistycznej gospodarce, która
nie dawała mu wsparcia, którego na pewno potrzebował i on, jego zespół, oraz projekty. Postanowił nie
walczyć dalej, więc przeprowadził się na Mazury, gdzie w przydomowym gospodarstwie hodował świnie i
kurczaki. Nie wierzę. Bill Gates i Microsoft największa giełdowa spółka świata, Jacek Karpiński i jego hodowla,
całkiem smaczne mięso z Mazur. Oczywiście nie możemy mieć pewności, że przy szczęśliwszym splocie zdarzeń komputery Jacka Karpińskiego naprawdę zawojowałyby świat, ale to jest chyba najgorsze w tej
historii, nie mieliśmy nawet szansy się o tym przekonać przez specyficzną sytuację, w której znalazł się nasz
genialny konstruktor. Tak samo nie wiemy czy Bill Gates żyjąc nie w Seattle w Stanach Zjednoczonych, a na
przykład w Siedlcach, miałby szansę pokazać światu swój komputerowy i biznesowy talent, który jest bez
wątpienia spory. Być może wesoło do dzisiaj w Polsce hodowałby świnie, a najbliżej wielkiego biznesu byłby
wtedy gdyby musiał sprzedać to mięso na pobliskim targu. Nie wiem tego, ale uczy nas to czegoś bardzo
ważnego.

O sukcesie w zawodowym życiu, w ogromnym stopniu decydują nie tylko zdolności i cechy charakteru czy
wiedza, ale także cała masa okoliczności zewnętrznych. Na przykład rodzina, Gates miał wielkie szczęście,
urodził się w kochającej i zamożnej, a do tego wielu wspomina, że u Gatesów cały czas pielęgnowano
rywalizację. Nie ważne czy chodziło o grę w karty czy o pływanie na basenie, na wszystko były konkursy z
nagrodami i być może w ten sposób mały Bill nauczył się rywalizacji, która potem przydała mu się bardzo w
biznesie. Karpiński też miał dużo szczęścia na tym polu, jego ojciec był świetnym konstruktorem samolotów,
a mama była profesorem medycyny, więc oboje pielęgnowali u małego Jacka pęd do wiedzy. Do tego
dochodzi cała masa zbiegów okoliczności, gdyby parę lat wcześniej ojciec Stevena Spielberga nie zabrał się
do roboty nad komputerem, Gates pewnie nie miałby szansy na uczenie się programowania, więc może
skończyłby jak prawnik, tak samo jak jego tata. Identycznie w przypadku Karpińskiego, gdyby kula
niemieckiego karabinu wbiła się w niego o centymetr w prawo, to nie przeżyłby powstania, więc pewnie nikt
by o nim dzisiaj nie wspominał.

W końcu rzecz kluczowa, wsparcie, Gates miał takie od samego początku, zarówno od rodziców, ale także od
nauczycieli, którzy nieustannie pytali go, jak zamierzasz drogi Billu przełożyć na praktykę to, czego się u nas
nauczyłeś? Żył także w ustroju wspierającym przedsiębiorczość, Karpiński nie miał tego luksusu, po prostu
nie miał. Oto powody, dla których bezmyślne kopiowanie drogi do sukcesu innych ludzi nie ma większego
sensu. Jeśli jakiś menadżer wstaje o 5 rano, to nie znaczy, że my także powinniśmy. Nie ma utartych i
działających uniwersalnie schematów, bo coś, co sprawdzi się w jednej rzeczywistości, w drugiej kompletnie
nie zadziała. Zbyt często tłumaczymy sukcesy jakieś osoby jego zamiarami, osobowością, wspaniałością,
czymkolwiek, a nie zauważamy przy tym możliwych okoliczności zewnętrznych. Ma to zresztą swoją naukową
nazwę, nauka nazywa to podstawowym błędem atrybucji. Jedyne co możemy zrobić, to starać się osiągnąć
maksymalnie dużo w ramach okoliczności, w których się znajdujemy. Istnieją skuteczne metody, które mogą
w tym pomóc, dobrego organizowania sobie dnia pracy, motywowania się i osiągania celów można się
nauczyć. Więc postanowiłem te wszystkie metody opisać w mojej książce, którą jeszcze tylko przez moment
można kupić z darmową przesyłką kurierską. Jeszcze zdążysz wejść na inaczej.alt.pl i kupić swój egzemplarz
szybko i bezpiecznie. Wtedy po prostu nie harujemy bez sensu w poczuciu, że niewiele z tego mamy, zamiast
tego zyskujemy większą szansę na zdobycie tego, czego od pracy oczekujemy; satysfakcji, pieniędzy czy
rozwoju. Naprawdę uważam, że to jest dobra książka, nie dlatego że ja jestem jakiś supermądry, a wręcz
dokładnie przeciwnie, dlatego że po prostu opisałem metody zbadane przez znacznie mądrzejszych ludzi ode
mnie.

Zadanie na dzisiaj jest proste, napisz w komentarzu w jakiej dziedzinie twoim zdaniem masz zdolności i czy
udaje ci się je wykorzystywać w pracy zawodowej? Jeśli słuchasz tego w formie podcastu, to po prostu o tym
pomyśl. Dziękuję za dzisiaj i do zobaczenia następnym razem. Znowu zapomniałem o Zagadce Wujka Radka i
na pewno będą z tego problemy, natomiast problemy w pracy będą dużo mniejsze przy zastosowaniu
nowoczesnych metod opisanych w książce „Inaczej”. Jeszcze jedna prośba, kliknij pod tym filmem łapkę w
górę, bo to naprawdę ma znaczenie. Dziękuję.

Autor odcinka – Radek Kotarski

Przeczytaj / obejrzyj kolejny odcinek ⏩