Po co ludzie dają sobie prezenty?
Dawanie sobie prezentów jest w naszej kulturze arcyważne i to już od setek lat, ale w sumie dlaczego? Popatrzmy na naszego najbliższego kuzyna, niekoniecznie mam tutaj na myśli Mariusza, który sobie całkiem nieźle radzi w życiu i do tego mało pije, chociaż mógłby spokojnie pić więcej. Mam tutaj na myśli szympansa, blisko z nami spokrewnionego, który rozdaje prezenty swoim najbliższym. Dlaczego to robi?
To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:
Książki Radka:
👉 Inaczej
Bo dając innemu szympansowi na przykład kawałek jedzenia, wie, że ten gest zostanie zapamiętany i pogłębi wzajemną relację teraz, ale także w przyszłości. Czy podobnie kombinują ludzie? A jeśli tak, to czy współczesna nauka może nam podpowiedzieć jak powinno się dawać prezenty, aby sprawić największą radość obdarowanemu? Zanim zajmiemy się tymi sprawami, sprawdźmy o czym w tym tygodniu myślał mój kuzyn. Przed wami Ładek i jego Wołek Rozmyśłań.
Kiedy jako dorosły dostajesz skarpetki, to nie są to tylko skarpetki, ale brak konieczności ruszenia tyłka w najbliższym czasie po nową parę skarpetek do sklepu.
Coś w tym jest. Kiedyś wydawało mi się, że skarpetki to absolutnie najgorszy prezent z możliwych, a dzisiaj myślę sobie okej, jest w porządku, nie muszę dzięki temu iść do sklepu po nowe i też mogłem dostać coś dużo gorszego, na przykład opryszczkę. Dawanie prezentów od zawsze fascynowało psychologów, socjologów i ekonomistów. Nie ma się co dziwić, skoro prezenty dają sobie szympansy, dawali je ludzie, których nazywamy pierwotnymi i w końcu my nadal je ze sobą wymieniamy. Więc mamy do czynienia z ważną częścią naszej kultury. Jak ważną? Zdaniem badaczy ważniejszą niż może nam się wydawać, więc gdy ktoś mówi „żadnych prezentów nie chcę, żadnych prezentów nikomu nie daję, weźcie się wszyscy ode mnie odpier…”, to wtedy wypina się na rytuał, który scalał społeczeństwa od setek lat. Niektórym wydaje się, że dawanie prezentów to jedynie egoistyczny akt, w którym chodzi o to, aby zapewnić sobie jakąś korzyść. Dziś wiemy, że powodów jest znacznie więcej, a być może najważniejszy z nich polega na traktowaniu prezentu jak fizycznego dowodu na trwałość i znaczenie relacji pomiędzy ludźmi. Więc gdy daję komuś podarunek, to w rzeczywistości mówię; proszę, przyjmij ten oto mikser jako ponadczasowy symbol naszej przyjaźni, o której przypomnisz sobie za każdym razem gdy będziesz rozbijać jajka na pianę.
Oczywiście nie wyklucza to spodziewania się czegoś w zamian, ale badanie z 2006 roku pokazało, że ludzie odczuwają większą przyjemność, gdy coś komuś dają, niż wtedy, gdy coś otrzymują. Całkiem nieźle widać to za sprawą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, bo radość z obdarowywania kogoś pokazuje się w części mózgu nazywanej mezolimbicznym szlakiem dopaminergicznym. Brzmi jak naukowy bełkot, ale chodzi o ten sam szlak, który aktywuje się podczas zażywania niektórych narkotyków, co oznacza, że zamiast wciągnąć kreskę, równie dobrze możesz dać komuś prezent. I mamy silnie antynarkotykowy wniosek z tego odcinka, Radek Kotarski bawi i uczy. Po sobie wiem, że nie potrzebuję podłączyć swojego mózgu do zaawansowanej aparatury, aby poczuć przyjemność z przekazania komuś prezentu, po tym też poznaję, że się starzeję, bo więcej sprawia mi obecnie frajdy obserwowanie jak mój syn otwiera prezent, niż wtedy gdy ja otwieram swój. Wiemy jednak, że są lepsze i gorsze prezenty, a to oznacza, że na gruncie neurobiologii możemy w mózgu doświadczyć większej lub mniejszej przyjemności. A to jeszcze oznacza dodatkową sprawę, a mianowicie wzmocnienie lub osłabienie relacji międzyludzkich, na które te prezenty niewątpliwie wpływają. Na całe szczęście nauka zbadała co decyduje o dobrych lub złych prezentach. A więc co? Po pierwsze eksperymenty naukowe pokazały, że prezent niekoniecznie musi być drogi, aby kogoś ucieszył, to dobra wiadomość, jednak nie jest wcale taka oczywista, bo udowodniono, że dający prezent zazwyczaj jest przekonany, że im droższy podarunek, tym mocniej obdarowany go doceni. Nic bardziej mylnego, profesor Jeff Galak twierdzi, że gdy tylko osiągnięty zostanie odpowiedni poziom dla danego prezentu, to wszystko powyżej tego poziomu nie ma większego znaczenia.
Weźmy prosty przykład, szalik, jeśli nie osiągniemy odpowiedniego poziomu dla niego, bo na przykład będzie on zrobiony ze starej szmaty, to może pojawić się problem i kłopotliwe pytania przy Wigilijnym stole. Jednak gdy odpowiedni poziom zostanie osiągnięty, bo na przykład szalik będzie wykonany z miękkiej wełny, to wszystko w porządku. Natomiast znaczne przekroczenie tego poziomu i kupienie takiego szalika na przykład w sklepie Luis Vuitton nie wpłynie znacznie na poziom szczęścia obdarowanego. Nie ma więc co szaleć z pieniędzmi. Po drugie, nauka przestrzega przed najczęstszym błędem popełnianym przez darczyńców, chodzi o myślenie o momencie przekazania prezentu, a nie o tym co z tym prezentem stanie się dalej. Powstało wiele prac badawczych, z których jednoznacznie wynika, że dający prezent chce osiągnąć najbardziej spektakularny efekt w chwili odpakowywania go z całej tej makulatury i wstążek. Naukowcy nazywają to zresztą poszukiwaniem uśmiechu, bo chcemy wtedy zobaczyć ogromny uśmiech, szczęście i wdzięczność. Ale z punktu widzenia odbiorcy, ta chwila nie ma dużego znaczenia, o wiele ważniejsze będzie to, co stanie się z tym prezentem w perspektywie czasu. Dostajesz na przykład wypasioną maszynę do gotowania jajek na twardo, która ma 17 foremek, pozwalających na ugotowanie jajka na 52 sposoby, wygląda spektakularnie, ale czy kiedykolwiek będzie ci się chciało rozkładać to całe ustrojstwo? Może po prostu wrzucisz jajko do garnka i włączysz stoper? Współczesna nauka wie, że darczyńca i obdarowany mają zupełnie inne oczekiwania względem prezentu. Dający chce na przykład, aby prezent sprawił radość tu i teraz, a nie za jakiś czas. Woli na przykład dać zestaw gorących kamieni do masażu, niż ufundować bon na serie takich masaży w profesjonalnym i przyjemnym salonie spa. Natomiast obdarowani nie mają z tym żadnego problemu i spokojnie mogą poczekać na odebranie swojej radości. Mało tego, sam fakt oczekiwania może sprawić ogromną przyjemność, w myśl zasady, że gonienie króliczka jest lepsze niż jego dogonienie.
I w końcu, efekt nazywany poszukiwaniem uśmiechu po części sprawia, że darczyńca dąży do tego, aby prezent był maksymalnie konkretny. Woli na przykład dać komuś ciężkie i błyszczące biuro do pisania, które robi wrażenie podczas gdy w badaniach wychodzi, że dla odbiorcy największą wartość mają zupełnie inne rzeczy. Na przykład to, że pióro oszczędza tusz i jest niezawodne. Z tych samych powodów większość osób kupi podarunek, który będzie miał fizyczny wymiar zamiast zafundować komuś jakieś doświadczenie. Jeden z najlepszych prezentów w całym moim życiu pochodził od mojego brata, który dał nam pięć talonów na zajmowanie się naszym synem, bez konieczności wcześniejszego umawiania się. Wpadały nam w ręce bilety do teatru na wieczorny spektakl, cykl, talon i wujek pojawia się ubrany. Doskonały prezent! A skoro mowa o wujku, czas na Zagadkę Wujka Radka.
Ale wujków to ty szanuj, nie? Chyba, że chcesz doświadczyć mojego świątecznego nastroju Radzieńku. Od czego pochodzi słowo prezent? W języku polskim, w innych językach A. od present moment, czyli po angielsku, że teraz, tu w teraźniejszej chwili, gdy się prezent daje. B. od ‘prezentowania’ czyli publicznego pokazywania podarku. Czy C. od słowa ‘brezent’, to taka duża płachta, czym kiedyś przykrywało się prezenty.
Odpowiedź jak zawsze na końcu programu. Tę przedziwną ale z drugiej strony ciekawą relację osoby dającej prezent i tej, która go otrzymuje dobrze tłumaczy stare powiedzenie. Wypadło mi z głowy jak ono leciało i teraz w głowie mam zupełnie inne „nie pożądaj żony bliźniego swego nadaremnie”, ale to na pewno nie chodziło o to. „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”, ta sama sprawa może być zupełnie inaczej postrzegana w różnych okolicznościach. 15 stopni Celsjusza w kwietniu fantastycznie, ubieramy koszulkę z krótkim rękawem, 15 tych samych stopni we wrześniu, bluza i kurtka. Identycznie jest w temacie prezentów, dającym prezent wydaje się, że najlepiej sprawdza się zestaw, w której dużej rzeczy towarzyszy parę mniejszych. Jak dają komplet garnków to dorzucą do niego słodycze, książkę, czy inną duperelkę. Wtedy to dopiero wygląda na bogato, no właśnie nie do końca. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Michigan pokazały, że towarzystwo mniejszych prezentów obniża w oczach odbiorcy wartość tego głównego. Wiele osób przez to woli dostać po prostu jedną rzecz, mniej znaczy więcej, przynajmniej w tym przypadku.
Zostało nam jeszcze jedno ostatnie zalecenie mądrych głów z uniwersytetów, chodzi o błąd szukania dla kogoś prezentu z myślą o indywidualnych cechach tej osoby, wygląda to zazwyczaj podobnie, ciocia Grażka, co ona może chcieć na święta? Dużo gotuje, to może kupimy jej patelnię, książkę kucharską, albo zestaw jakichś badziewnych łyżek do odmierzania mąki, na który pewnie stanie. A weźcie wy tej Grażce dajcie spokój, może ona właśnie chce odpocząć od kuchni, albo ma już te wszystkie ustrojstwa? Badania pokazują, że jeśli ktoś realizuje się w jakiejś dziedzinie to ma większą wiedzę o doborze wyposażenia w tym temacie niż inni. Nie potrzebuje więc najczęściej dodatkowych klamotów, zwłaszcza od osoby, która wie tylko tyle, że ciocia Grażynka równa się kuchnia. Profesor Elizabeth Dunn przekonuje, że zamiast skupiać się na unikalnych cechach jakiejś osoby lepiej zastanowić się co nas z nią łączy i na tym polu szukać prezentów. Dlaczego? Bo jesteśmy lepsi w szukaniu prezentów dla siebie niż dla kogoś innego. A jeśli już zupełnie nie mamy pojęcia, to nie ma nic złego w zapytaniu o jakąś wskazówkę tej osoby. Przez wiele lat rzesze naukowców badały te dobre i złe praktyki prezentowe głównie ze względu na wagę, którą mają prezenty w cementowaniu społeczeństw. Wtedy okazało się również, że danie komuś czego rozczarowującego może mieć o wiele większy wpływ na relację z tą osobą, niż do tej pory sądziliśmy. Badania prowadzone na Uniwersytecie Brytyjskiej Kolumbii pokazały, że przez jakiś czas widzimy nasz związek z daną osobą przez pryzmat prezentów, które ze sobą wymieniliśmy. Zwłaszcza mężczyźni przeżywają gdy dostaną coś, co im nie odpowiada. Panie są w stanie znieść to dużo lepiej. Ja od lat przyjąłem taktykę dawania książek w prezencie innym osobom i sam też najbardziej lubię je dostawać, polecam w tym kontekście oczywiście absolutnie nieskromnie swoje książki, bo jeszcze nie słyszałem do tej pory o rozwodzie spowodowanym tym, że ktoś otrzymał „Włam się do mózgu”, lub „Inaczej” czy „Nic bardziej mylnego” w prezencie od bliskiej osoby. Linki do moich książek pozostawiam w opisie i mam nadzieję, że w tym roku uda wam się ustrzelić prezenty dla swoich bliskich, które scementują wasze relacje. Tym bardziej, że zostało na to niewiele czasu.
Zadanie na dzisiaj jest proste, wpiszcie w komentarzu jaki był najgorszy prezent jaki od kogoś otrzymaliście, jeśli słuchacie tego w formie podcastu to po prostu o tym pomyślcie. Dziękuję za dzisiaj, do zobaczenia następnym razem. Poprawna odpowiedź na zagadkę to B, nazwa prezent wzięła się od publicznego pokazywania, a więc prezentowania podarków. Rzuć okiem na linki umieszczone w opisie tego odcinka i mam jeszcze jedną prośbę, kliknij pod tym filmem łapkę w górę, bo to naprawdę ważne. Dziękuję.
Autor odcinka – Radek Kotarski