Po co zasłaniamy oczy przestępcom?
Mówiła zostaw, mówiła nie rusz, ale ja byłem głupi. Nie słuchałem. Wszystko działo się tak szybko. Jeszcze ten nóż miałem pod ręką i przyznam pokroiłem ją kawałek po kawałku. Czasu nie cofnę. Ja ją kroiłem, a ona ciągle krzyczała, darła się, ale żeby aż tak? Przecież zamówilibyśmy drugą. Poza tym zapytałem: „Kochanie będziesz to jeszcze jadła”? Tej pizzy starczyłoby dla nas obojga.
To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:
Książki Radka:
👉 Inaczej
Czy wszyscy przestępcy mają tego samego stylistę, który radzi im nosić okulary przeciwsłoneczne w kształcie czarnego prostokąta? Czy może to gazety umieszczają taki kształt na oczach podejrzanych? Jeśli tak, to dlaczego tak się dzieje? Komu przydają się czarne okularki? Kogo chronią? Wkrótce się dowiecie, ale najpierw nasz stały gość Ładek. Człowiek, który całą energię życiową zużywa na głębokie przemyślenia. Przed wami Ładek i wołek rozmyślań.
Dzień dobły. Ładek z tej strony. Jeśli łamiesz pławo ustanowione przez ludzi, to lądujesz w więzieniu. Jeśli łamiesz pławo łełigijne, to lądujesz w piekle. A jeśli złamiesz pławo fizyki, to lądujesz w Szwecji i odbiełasz nagłodę Nobla.
Muszę przyznać Ładku, że twoja logika jest jak dwudniowa pizza. Twarda. Teraz czas na coś, przez co może nikt nie skończył z czarnym paskiem na oczach, ale na pewno też nie z czerwonym na świadectwie. Czas na „Przeczytaj w końcu Nad Niemnem, a potem niech wali się świat”.
Z obu stron każdej drogi szeroki pasem bielały bujne rumianki i wyższe od nich kwiaty marchewnika. Słały się w trawach fioletowe rohule. Potężna wichura, łamiąc duże drzewa trzciną zaledwie tylko kołyszę. Siwy dym i białe sadze, dzisiaj będzie kamikadze.
A cóż tu się stało? Nagle „Nad Niemnem” zaczęło mieć sens? Niestety nie. Sprawdzałem jedynie waszą czujność. W połowie opowieści opuściliśmy brzeg Niemna i przenieśliśmy się do głowy, której właścicielem jest wszechpotężny etyzer, wysłannik istot galaktyki światła, pan Jacek Stachurski. Czy autorka „Nad Niemnem”, podobnie ja pan Jacek, była w klubie artystów, na których świat po prostu nie jest gotów? Pokażą to kolejne odcinki. Tymczasem z lirycznych przestępców przerzućmy się na tych prawdziwych. Przed wami gwóźdź programu.
Dlaczego w telewizji, gazetach i Internecie, oczy podejrzanych zasłania się czarnym paskiem? Odpowiedź jest złożona, jak nie jeden wujek na polskim weselu. Zacznijmy od tego, że w Polce prawo zabrania, kategorycznie zabrania publikowania danych osobowych i wizerunków osób podejrzanych o popełnienie jakiegoś przestępstwa. Chyba że sami zainteresowani podejrzani wydadzą na to zgodę, co nie zdarza się szczególnie często, bo wtedy ich wizerunek byłby tak jakby znany. Dlatego media zamazują twarz i podają dane osobowe, używając modelu imię plus pierwsza litera nazwiska. Radosław K., Michał W., czy Kaja P. W czasach PRL-u ten model sprawdzał się całkiem nieźle, bo prasę kontrolowało państwo i nie pozwalało na kwiatki w stylu: „Podejrzanym o kradzież 200 wieszaków z pomieszczenia technicznego w supermarkecie okazał się Radosław K. Mąż dziennikarki radiowej Nataszy Kotarskiej”. No i jak to mawiał mój WF-ista: „Siemano, na razie”. Tyle, jeśli chodzi o ochronę danych podejrzanego. Nawiasem mówiąc kradzież 200 wieszaków, to autentyczne przestępstwo popełnione kiedyś w Gdańsku. Dlaczego ja nie wpadłem na ten genialny pomysł? Jak tłumaczy profesor Jan Błeszyński nadal obowiązuje zasada, że należy tak mówić o podejrzanym lub go pokazywać, aby nie dało się go zidentyfikować. Dlatego niezgodne z prawem są nagłówki krzyczące: „Daniel M. syn króla disco-polo Zenona Martyniuka zatrzymany”. Szok, skandal, niedowierzanie.
Nawet tacy najbardziej znani celebryci, jak syn, czy kuzyn szwagra konia mojego męża ze strony matki Zenona Martyniuka powinni byś w myśl prawa chronieni. Nie można nawet podać imienia podejrzanego, jeśli jest ono zbyt charakterystyczne i można kogoś po nim zidentyfikować. Gdy został zatrzymany znany zawodnik MMA, to media mówiły o nim jako o Mamedzie Ch. Hmm o jakiego Mameda Ch. może chodzić? Hmm nie wiem, w końcu znam sześciu Mamedów Ch. Przepisy nakazują mediom zrobienie wszystkiego, co trzeba, aby uchronić podejrzanego przed identyfikacją. Nie ma jednak konkretnych paragrafów, które mówiłyby, że tyle czarnego paska na oczach to wystarczająco, a tyle to trochę za mało. Nikt nie powiedział nawet, że pasek powinien być czarny. Równie dobrze kolory pasków, które zasłaniają oczy mogą zmieniać się razem z modą w każdym sezonie. Paski ze wzorem moro mogłyby na przykład zasłaniać oczy podejrzanym o przestępstwo żołnierzom, a tęczowe moglibyśmy stosować na skazanych neonazistach, jako dodatkowa forma kary. Profesor Jacek Sobczak, twierdzi, że zabiegi mediów takie jak podawanie imienia i pierwszej litery nazwiska, czy zakrywanie oczu czarnym paskiem, czy w jakimkolwiek innym kolorze, to po prostu praktyka dziennikarska, która jest nieskuteczna. Dlaczego? Po pierwsze wszystko zmienił Internet, który stał się przepotężnym narzędziem. Gdyby Mojżesz miał dostęp do Internetu, to mógłby wygooglować, jak wyjść z niewoli egipskiej i nie potrzebowałby do tego płonącego krzaka. Tak samo szybko da się sprawdzić, jak ma na nazwisko, jak wygląda, nawet gdzie spędzał wakacje tak zwany polski Hannibal Lecter, Kajetan P. Raporty z wyszukiwarek pokazują, że ludzie w czasie znanych spraw karnych chcą poznać nazwisko i twarz podejrzanego. Z taką wiedzą można potem wpisać w komentarzu, że podejrzany z twarzy wygląda zupełnie, jak skrzyżowanie mało rozgarniętego sprzedawcy sandałów z sandałem i już jest jakoś lżej. Po drugie zasłanianie oczu ofiarom, świadkom, czy podejrzanym po prostu nie wystarcza? W naszym mózgu znajduje się tajemniczy obszar nazywany gyrus fusiformis i chociaż brzmi trochę jak grecka potrawa, to jednak ten ośrodek odpowiada za rozpoznawanie twarzy innych ludzi. Dla naszego gyrusika oczy są najważniejszą wskazówką do rozpoznania kogoś, ale nie jedyną. Podobnie dobrze poradzimy sobie z rozpoznaniem osoby po ustach, włosach, czy samych tylko proporcjach twarzy. Gdyby było inaczej, to osoby w okularach przeciwsłonecznych byłyby kompletnie anonimowe, a nie są. Jakimś rozwiązaniem byłoby całkowite rozmywanie twarzy w mediach, ale gazety jakoś upodobały sobie niewiele dające czarne paski, które są cieniutkie, niczym stringi z Koniakowa. Do tego wszystkiego prawo do anonimowości jest dziurawe i na przykład nie zakazuje nagrywania i publikowania głosów podejrzanych. Niby głos nie jest warunkiem, ani danymi osobowymi, ale na jego podstawie da się zidentyfikować osobę.
Szanowni państwo, podróżując przez Bawarię zdarzyło mi się podebrać nieco złota. Po samym tylko niedoskonałym brzmieniu tego głosu, wszyscy wiemy, że chodzi o znanego podróżnika, Wojciecha Cejrowskiego. W ten sposób, publikując głos możemy zapomnieć o ochronie świadków przestępstw, ofiar, czy samych podejrzanych. Taka ochrona jest iluzoryczna i rozmywa się niczym siwy dym i białe sadze. Ale hola, hola można by tu było zapytać skąd te wszystkie ceregiele, by zapewnić podejrzanym taką dozę anonimowości. Dlaczego w wielu krajach wszystko jest publiczne, a w Polsce z uporem maniaka chronimy podejrzanych chowaniem ich wizerunków i danych osobowych? Ktoś mógłby śmiało powiedzieć: „nie zasługują na żadną ochronę. Rzezimieszki, łotry, ciemiężyciele, szubrawcy, przestępcy, zbiry, prostytuctwo”! Spokojniutko po kolei. Podejrzany o popełnienie jakiegoś przestępstwa to jeszcze nie oskarżony, a oskarżony to jeszcze nie skazany, czy winny. Jeśli zespół „Ich Troje” jest podejrzewany o nagranie najlepszej, polskiej piosenki na Eurowizję, to nie znaczy, że rzeczywiście to zrobił, dlatego anonimowość podejrzanych jest połączona z czymś, co prawo nazywa domniemaniem niewinności. Każdego uważa się za niewinnego zarzucanych mu czynów, dopóki jego wina nie zostanie udowodniona. Chowając dane osobowe i wizerunek podejrzanego przed światem, chronimy go na wypadek, gdyby nie okazał się winny. Winę musi udowodnić strona, która oskarża, bo inaczej codziennie spotykałyby nas przedziwne sytuacje. Wyobraźcie sobie, że jedziecie swoim własnym rowerem i zatrzymuje was elegancko ubrany dżentelmen.
– Prr pana przepraszam, ale rower, na którym aktualnie pan przebywa. Można powiedzieć jedzie. Należy do mnie.
– Ale jak to? Przecież on jest mój, komunijny.
– A skąd ta pewność? Proszę udowodnić, a do tego czasu ten wehikuł należy do mnie.
Domniemanie niewinności chroni przed podobnymi przypadkami, ale bywa z nimi, jak z prezerwatywą. Nie zawsze działa. W praktyce media i ludzie sami wydają wyroki, zanim sąd zdąży w ogóle wyznaczyć termin rozprawy. Stanisław Waltoś, znany profesor prawa napisał kiedyś, że wierzyć w skłonność społeczeństwa do powstrzymywania się od pochopnego osądu wobec podejrzanych, czy całej sprawy, to tak, jak spodziewać się śniegu na równiku. Ma rację. Wydajemy osąd w mgnieniu oka. Gardzimy kimś po przeczytaniu jednego nagłówka, a rzetelniej o sprawie rozmyślamy mniej więcej tyle, ile nad obecną sytuacją gospodarczą Butanu, małego afrykańskiego państwa, które nawet nie jest afrykańskim państwem, bo leży w Azji Południowej. Tyle właśnie uwagi poświęcamy na głębszą analizę spraw karnych. Psychologowie nie pozostawiają złudzeń. Na wywołanie w nas określonej emocji, największy wpływ ma narracja w mediach. Co byście powiedzieli gdybym powiedział wam, że znam człowieka, który co miesiąc okrada z głodowej renty matkę swojej żony i wydaje wszystko na alkohol. Potwór i złodziej. Gdybyśmy jednak nieco zmienili perspektywę i powiedziałbym, że to poczciwy Ferdek Kiepski i babka, to u wielu osób takie oburzenie zamieniłoby się w uczucie wesołości. No przecież to jest nasz Ferduś kochany, kumpel i somsiad.
– „Browar babka dawaj. No dawaj to”.
– Po moim trupie kanalio jedna. Za robotę byś się w końcu wziął, a nie biednych rencistów z rent okradał!
Sama narracja w mediach zmienia nasze osądy i wyroki, chociaż w jednym i drugim przypadków mówimy o okradaniu babci z renty, niekoniecznie sympatycznej sprawie. Media potrafią obwołać nożownikiem z maczetą zamiast ręki człowieka, który dwie ulice od morderstwa smarował kanapkę masłem. Dlatego chowa się dane i wizerunki podejrzanych, aby w teorii nie doszło do sądu medialnego i zniszczenia życia ludziom, którzy okazali się niesłusznie podejrzani. O jakiej skali mówimy? W 2007 roku tylko nieco ponad 30% podejrzanych zostało ostatecznie oskarżonych o popełnienie przestępstwa. Tylko o oskarżonych mówimy, a niekoniecznie jeszcze o skazaniu. Takie osoby mogłyby zostać również uniewinnione. Czyli niecałe 70% podejrzanych, którzy zostali oczyszczeni mogłoby mieć przez upublicznienie ich danych kłopoty czy to w życiu prywatnym, czy w zawodowym. Chociaż pewnie i tak mieli kłopoty, biorąc pod uwagę, że opinia publiczna od wieków od razu pragnie kary. Oko za oko, życie za życie. Sucha krakowska, za suchą krakowską. Najlepiej, by wyrok został wydany szybko i wsadzał oskarżonego do więzienia na długie lata. Na jak długie? Oddam was na moment w ręce zagadki wujka Radka.
Prr państwa, jaki był najdłuższy wyrok odsiadki w więzieniu zasądzony, proszę ja was bardzo, w historii? Możliwości są takie:
a) 42 924 lata
b) 82 100 lat
c) 141 078 lat
No jaki? Oprócz domniemania niewinności oraz ochrony niewinności przed sądem, czy też linczem medialnym nawet, chowa się dane i wizerunki podejrzanych z co najmniej jeszcze jednego powodu. Prawo chce chronić rodzinę podejrzanego. Chodzi o to, aby ludzie o tym samym nazwisku nie mieli problemów. W teorii. W praktyce zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, taka ochrona jest równie skuteczna, co pas odchudzający z Tele Zakupów. Rodzina niesłusznie skazanego Tomasza Komendy przez całe lata nie miała życia w rodzinnych Miłoszycach, które nie okazały się tak miłe, jak sugeruje nazwa tej wsi. Niewinnej rodzinie niewinnego Tomasza grożono, pluto pod nogi i wieszano na drzwiach zgniłe mięso. Brawo sąsiedzi! Nawet, jeśli jakiś podejrzany okazuje się winnym potworem, to najczęściej jego rodzina nie zasługuje na potępienie, a zwłaszcza na prześladowania. Na to zasługują za to ludzie, którzy prowadząc samochód piszą SMS-y. Opowieść o tym dlaczego chowa się dane i wizerunki podejrzanych, to raczej historia o pochopnym wydawaniu osądów. Łatwo jest komuś przypiąć łatkę zabójcy, złodzieja, czy fana zespołu „Feel”. Pytanie, czy obecnie stosowane rozwiązania w prawie skutecznie temu zapobiegają? I to jest tak naprawdę pytanie do was na dzisiaj. Czy jesteście za tym, aby publikować wizerunku podejrzanych, oskarżonych, czy też skazanych, czy może wolelibyście całkowitej i skutecznej ochrony dla nich? Napiszcie wasze zdanie w komentarzu, chętnie o tym poczytam. Jeśli natomiast słuchacie tego w formie podcastu, to po prostu o tym pomyślcie.
Tymczasem dziękuję wam za dzisiaj. Do zobaczeni następnym razem. Poprawna odpowiedź na zagadkę wujka Radka, to C, 141 078 lat taki wyrok usłyszała Chamoy Thipyaso Tajlandii za malwersacje finansowe. Wyszła po 8 latach. Zanim ty wyjdziesz z tego filmu, subskrybuj Polimaty 2 i kliknij łapkę w górę. Dziękuję.
Autor odcinka – Radek Kotarski