Co tak naprawdę masz zapisane w genach?
Dzień dobry, znacie na pewno takiego aktora jak Charlie Chaplin, teraz taka ciekawostka, miał on jedenaścioro biologicznych dzieci, z trzema spośród swoich czterech żon. Dlaczego mówię o biologicznych dzieciach, dlatego że z punktu widzenia prawnego, liczba jego potomków jest o jednego większa. W 1941 roku, kiedy Charlie był ze swoją trzecią żoną wdał się w przelotny romans z aktorką Joan Barry.
To jest transkrypcja odcinka z kanału Naukowy Bełkot – wersja wideo dostępna poniżej:
Książka Dawida:
Zgodnie z danymi, do których później dotarła FBI, w czasie tego romansu kobieta dwukrotnie przerywała ciążę, jednak mimo wszystko 2 października 1943 roku na świat przyszła jej córka. Aktorka uparcie twierdziła, że ojcem jej dziecka jest Charlie, podawała nawet konkretne daty, kiedy odbywali stosunki seksualne na dowód tej tezy, Chaplin się nie zgadzał, był gotowy pójść do sądu. Sprawa rzeczywiście trafiła na wokandę i tam Charlie był gotowy na bardzo kreatywną, naukowo poprawną i jednocześnie merytorycznie nie do podważenia linię obrony, mianowicie opierał się o odkryciu z 1901 roku, kiedy Karl Lindgren, austriacki uczony odkrył grupę krwi. Później polski badacz Ludwik Hirszfeld opisał je zgodnie z ciągle stosowanym schematem jako grupę krwi 0,A,B i AB. Dalsze badania Hirszfelda pokazały, że te grupy krwi są w pewien specyficzny sposób dziedziczone to znaczy stosując bardzo proste reguły odkryte przez Mendla, można określić jakie grupy krwi może mieć dziecko, jeżeli będziemy wiedzieli jakie grupy krwi mają rodzice. Każdy z nas ma w swoich komórkach dokładnie na chromosomach dziewiątych dwa warianty genu grup krwi, jeden na jednym chromosomie pochodzi od ojca, jeden na drugim chromosomie od matki, dostępne są trzy A,B i 0. Skutkują one powstaniem na powierzchni krwinek antygenów o tych samych nazwach i teraz w zależności od tego jakie warianty mamy w genach, możemy mieć różne grupy krwi.
Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że są sytuacje, w których analizując grupę krwi ojca, matki i dziecka, można wykluczyć, tutaj podkreślam słowo wykluczyć ojcostwo, to znaczy udowodnić, że ten człowiek nie może być ojcem tego dziecka, jeżeli matką jest ta kobieta. Jak to się robi? To nie jest trudne, wyobraźmy sobie taki przykład, że ojciec ma grupę krwi 0, matka ma grupę krwi A, jakie są opcje tego dziecka? No więc w przypadku wariantu genu u ojca mamy pewność, że są to 00, tylko one dadzą grupę krwi 0. U matki sprawa jest bardziej złożona, grupa krwi A, będzie występowała przy kombinacji A0 albo AA. Możemy więc skonstruować tabelę, wpisać odpowiednie wartości i szybko okażę się, że jedyne kombinacje jakie mogą przytrafić się dziecku, to A0 albo 00, czyli dziecko może mieć albo grupę krwi A, albo grupę krwi 0. A więc jak widzimy nie ma możliwości, aby dziecko miało w tym wypadku grupę krwi B albo AB. A taka sytuacja była u Chaplina, on miał grupę krwi 0, Joan miała A, a dziecko miało jedno z tych dwóch niedozwolonych, czyli na gruncie biologicznym można wykluczyć ojcostwo Charliego Chaplina. Sprawa powinna być rozstrzygnięta, jednak adwokaci Joan Barry sprawili, że dowód w postaci zeznań trzech ekspertów od genetyki i grup krwi nie został dopuszczony w sądzie, to znaczy przysięgli nie mogli wziąć poprawki na to, że zgodnie z regułami naukowymi, Charlie nie może być ojcem i stosunkiem głosów jedenaście do jednego na podstawie innych poszlakowych dowodów, uznali go za biologicznego ojca, wbrew jakiejkolwiek naukowej logice.
Sytuacja wszech miar absurdalna, nawet jeżeli weźmiemy poprawkę na to, że w tamtym czasie sąd w Los Angeles miał prawo oddalić tego typu dowód, czy nie dopuścić tego typu dowodu, to każdy kto w szkole uczył się genetyki, na pewno przynajmniej przez ułamek sekundy miał z tyłu głowy taką myśl – o matko co za głupki, w życiu nie dałbym się tak nabrać.
Dobrze, teraz przeskoczmy kilka dekad, do 2002 roku, a więc do czasów, kiedy ojcostwa nie trzeba wykluczać tylko testami krwi, czy badaniami grup krwi, czy analizą tego typu krzyżówek, ale można je potwierdzić stosując techniki analizy całego genomu, czy fragmentów genomu, generalnie analiza DNA pozwala potwierdzić ojcostwo. I w tym 2002 roku Lidia Fairchild spodziewa się swojego trzeciego dziecka, rozstaje się jednak z partnerem, pozywa go o alimenty i musi udowodnić, że jest on ojcem dwójki już żyjących dzieci i potencjalnie tego trzeciego, które się urodzi. Więc decyduje się na taki test DNA, czeka kilka tygodni na wynik i okazuje się, że owszem ten mężczyzna jest ojcem jej dzieci, ale ona nie jest ich genetyczną matką. Sprawa robi się nieciekawa, organy ścigania zaczynają się interesować Lidią, zastanawiają się, czy może doszło tutaj do jakiegoś nielegalnego handlu dziećmi, czy może nielegalne in vitro miało miejsce i generalnie zapada decyzja, że przy narodzinach trzeciego dziecka Lidii będzie obecny policjant i natychmiast po tych narodzinach zostanie pobrana krew do analizy. Jak postanowiono tak też zrobiono i kiedy przyszły wyniki badania krwi okazało się, że trzecie dziecko również nie jest Lidii, urodziła nie swoje genetycznie dziecko.
Sytuacja zrobiła się naprawdę nieciekawa z jej punktu widzenia, groziło jej w ogóle odebranie praw rodzicielskich do czasu, kiedy jej adwokat wniósł o jeszcze jeden test DNA, po tym jak wyczytał o pewnej ciekawej sytuacji w Bostonie. Tylko tym razem test DNA nie dotyczył tego, czy partner Lidii jest ojcem dzieci, czy ona jest ich matką, tylko czy matka Lidii jest babcią swoich wnuków, to był test na babciostwo. I kiedy wydawało się, że Lidia Fairchild może stracić prawo do opieki nad swoimi dziećmi jak przynajmniej twierdziła, w wyniku dowodów będących pokłosiem zastosowania najnowszych metod naukowych, te same metody uchroniły ją przed porażką. Okazało się bowiem, że jej matka jest babcią jej rzekomych dzieci, których ona genetycznie nie jest matką. Dziwne? Jak najbardziej, jeżeli tak myślicie nie jesteście w tym odosobnieni. Adwokat Lidii przeczytał o pewnej sprawie z Bostonu, w której również doszło do podobnej sytuacji, to znaczy wszystko wskazywało na to, że pewna kobieta nie jest matką swoich dzieci, ale wyjaśnienie tego fenomenu okazało się chyba jeszcze bardziej niezwykłe niż ktokolwiek mógłby się wtedy spodziewać.
Mieliśmy bowiem do czynienia z dwoma przypadkami niezwykłego chimeryzmu. Zarówno kobieta z Bostonu jak i Lidia były chimerami, czyli organizmami, które zawierały w swoim genomie fragmenty pochodzące z dwóch różnych komórek jajowych zapłodnionych dwoma różnymi plemnikami. Zarówno ta kobieta z Bostonu, jak i Lidia, przyszły na świat w wyniku zakończenia ciąży, która była ciążą pojedynczą przez większość czasu. Na początku przez pierwsze trzy, cztery dni zarodki były dwa i potem z jakiegoś powodu się ze sobą połączyły i rozwinęły właśnie w Lidie, co skutkowało tym, że różne fragmenty jej ciała miały różniące się od siebie genomy, bo pochodziły tak naprawdę od dwóch bliźniaczek, czyli Lidia była bliźniaczkami dwiema w jednym ciele. Zarówno w jej przypadku jak i w przypadku kobiety z Bostonu, krew powstała według innego przepisu genetycznego niż komórka jajowa, stąd badania DNA nie wykazywały pokrewieństwa charakterystycznego dla matki i dziecka.
Teraz bądźcie szczerzy jeżeli nie ze mną to sami ze sobą, czy nie wiedząc o tym jaka była rzeczywistość i tylko słysząc na przykład prokuratora, który pokazuje wam, a jesteście na przykład ławnikami, badania DNA, z których jednoznacznie wynika, że ta kobieta nie jest matką tych dzieci i sugeruje jednocześnie ten człowiek, że doszło do nielegalnego zapłodnienia in vitro albo uprowadzenia tych dzieci, czy nie uznalibyście w świetle tych dowodów jednoznacznych, naukowych, podpartych wieloletnią wiedzą, takich, o których uczyliście się w szkole. Czy nie uznalibyście, że ona zasługuje na karę, że dzieci trzeba jej odebrać?
Te historie stanowią, przynajmniej w mojej ocenie, takie ramy. Z jednej strony pokazują nam, do czego może prowadzić naukowa ignorancja, czyli do sytuacji, w której nie tylko wbrew woli człowieka, ale wbrew regułom biologii, wbrew naukowej logice, uznaje się za ojca dziecka kogoś, kto tym ojcem być nie może. Z drugiej strony mamy historię, która pokazuje jak łatwo można zachłysnąć się nadmierną pewnością siebie, wpaść w taką pułapkę myślenia, że kiedyś nauczono mnie w szkole, jak działa w tym wypadku genetyka i dzięki temu jestem w stanie powiedzieć, jak działa świat dookoła mnie. I tak zgodzę się, że jedna i druga historia nie są identyczne, to są zupełnie różne błędy myślenia, jeżeli możemy powiedzieć, ale wciąż mamy do czynienia z błędami.
Wracając do przykładu szkolnego, kilkanaście lat temu uczono mnie, że z pomocą prostych tabelek, wynikających z praw Mendla można przewidzieć, czy będziemy w stanie zwinąć język w rurkę, być może niektórzy wciąż się tego uczą. Okazuje się jednak, że cecha ta choć dziedziczna, jest dziedziczona w dużo bardziej złożony sposób niż tylko jeden gen, jedna cecha, prosta mendlowska tabelka, to tylko pierwszy z brzegu przykład. Po co w ogóle te historie teraz opowiadam? W wyszukiwarce Google hasło the diabetes gene, czyli gen cukrzycy zwraca więcej wyników niż Leo Messi, czy Pope Francis, czyli papież Franciszek. Świadczy to o niezwykłej podaży informacji dotyczącej genetyki, jednocześnie najprawdopodobniej odpowiada na niesłabnący popyt na tego typu informacje. Kiedy tylko to sobie uzmysławiam, zadaję sobie to pytanie, ile z tych informacji tak na masową skalę podawanych, to są informacje wartościowe i prawdziwe, i ile osoba, która nie śledzi najnowszych doniesień naukowych jest w stanie z tych informacji tak naprawdę i uczciwie zrozumieć. Idę o zakład, że przy rodzinnym stole na święta u was w domu, padają z ust członków waszej rodziny teksty o tym, że coś jest genetyczne, że coś jest dziedziczne albo że osoby z waszego otoczenia mówią na przykład o rodzinnym obciążeniu pewnymi chorobami. I tak jak generalnie jest szansa, że wiele z tych stwierdzeń jest prawdziwych, tak nie każdy kto jest genetycznie obciążony ryzykiem wystąpienia cukrzycy, cukrzycy dostanie. I nie każdy kto ma cukrzycę, ma jakieś silne genetyczne obciążenie, to nie jest tak proste, jak wiele osób sobie wyobraża. Zbyt proste podejście do kwestii dziedziczenia może być krzywdzące i nader wszystko błędne, nie jesteśmy bowiem więźniami naszego DNA. Przepis na człowieka to nie tylko sekwencja zasad w kwasie deoksyrybonukleinowym, która składa się czasami na nasze geny.
Ja również mam, od dawna miałem takie wyobrażenie odnośnie tego, czym taki przepis na człowieka może być i będę z wami szczery, że w ciągu ostatnich sześciu lat robienia filmów na ten kanał na YouTube, moje wyobrażenie bardzo ewoluowało. Dowiedziałem się całej masy fascynujących rzeczy i prawda jest taka, że gdybym chciał teraz o tym wszystkim wam teraz opowiedzieć, to kilku godzinny, kilkunasto, a może nawet kilkudziesięcio godzinny film by nie wystarczył, w związku z tym te ciekawe historie postanowiłem przelać na papier. Napisałem prawie pięćset stronicową książkę, która poza tym, że zawiera moim zdaniem ciekawe historie i popularnonaukowe przemyślenia, to pokazuje jak złożona może być odpowiedź na pytanie – czym jest przepis na człowieka i czy w ogóle on istnieje? Pokazuje, że geny to nie jest wyrok i na to jacy jesteśmy wpływ ma dużo więcej czynników niż tylko sekwencja naszego DNA, czynników, na które możemy mieć wymierny wpływ, i które mogą działać nie tylko na nas, ale także na nasze dzieci, wnuki, prawnuki i tak dalej. Czyli ta książka może pomóc zrozumieć nie tylko, czym przepis na człowieka jest, ale także czym nie jest, a to czasem jest dużo ważniejsze, bo daje nam możliwość działania, że potencjalnie może nam pomóc siebie zmieniać na lepsze albo przestać zmieniać na gorsze.
I teraz będę z wami szczery, przede wszystkim jednak ze sobą, nie jestem dobry w reklamowaniu moich rzeczy, dlatego postaram się ograniczyć do minimum w mówieniu o tym, dlaczego tę książkę warto kupić. Po pierwsze i dla mnie najważniejsze, przez ostatnie kilkanaście miesięcy, a kilka miesięcy bardzo wytężonej pracy, wkładałem masę serca, czasu w to, żeby stworzyć coś co będzie wartościowe, pouczające, będzie przede wszystkim dostarczało zarówno być może emocji i zmusi do indywidualnego spojrzenia na kilka kwestii, które są w mojej opinii potwornie ważne. Tak jak powiedziałem, nie jestem dobry w reklamowaniu własnych rzeczy, bo uważam, że one powinny mówić jakością same za siebie. Naprawdę zrobiłem wszystko co w mojej mocy, żeby ta książka była warta przeczytania, warta kupienia, nie dlatego, że ja ją napisałem, jakaś znana twarz z Internetu, tylko dlatego, że jest po prostu dobra, ciekawa, wartościowa.
I o dziś do 7 kwietnia 2020 roku trwa okres przedpremierowy i w tym czasie można kupić książkę z dostawą zupełnie za darmo na terenie całej Polski. Chcę także docenić tych, którzy wesprą mnie i kupią książkę w pierwszej kolejności, dlatego w pierwszych pięciu tysiącach kupionych egzemplarzy znajdzie się mój własnoręczny autograf, wszyscy zamawiający już teraz dostaną swój egzemplarz jeszcze przed oficjalną premierą książki, a dodatkowo z każdej kupionej sztuki ufundujesz jeden ciepły posiłek w ramach programu Pajacyk. Czyli to jest taka klasyczna książka z wydawnictwa Altenberg. A jeśli wolno mi jeszcze zwrócić się do tych, którzy się wahają, tak ostatni raz. To zrobię to tymi słowami.
Masz w tym momencie drogi potencjalny czytelniku jakieś wyobrażenie odnośnie tego, czym jest przepis na człowieka, ono jest prawdopodobnie zakorzenione w nauce, bo mamy takie cechy jak grupa krwi, kolor oczu piszemy prawą albo lewą ręką i to wszystko jest gdzieś zapisane, tak? I tak i nie, bo z tych trzech cecha tylko jedna działa w ten sposób, że jeżeli spojrzymy w DNA i przeanalizujemy jego sekwencję będziemy mogli powiedzieć jaka jest ta cecha u konkretnego żywego człowieka, od którego to DNA pobraliśmy, a dwie pozostałe? Są dziedziczne, ale tutaj historia jest dużo bardziej złożona, dużo bardziej skomplikowana i ciekawa przede wszystkim. Dążę do tego, że mam przekonanie graniczące z pewnością, iż twoje przekonanie o tym, czym jest taki przepis na człowieka w rozumieniu, o którym mówiłem jest błędne, niekompletne. O ile może nie jest to potrzebne do życia w każdej minucie naszego przebywania na tym łez padole, to jednak są momenty, kiedy konsekwencją tego błędnego wyobrażenia może nieść ze sobą wymierne i poważne skutki. Kiedy pisałem książkę przyświecała mi chęć zmiany tego błędnego wyobrażenia, to było bez dwóch zdań moje największe popularyzatorskie przedsięwzięcie i jest największe przedsięwzięcie i bardzo się cieszę, że najważniejszy etap w zasadzie już ukończyłem.
Jeszcze jedna bardzo ważna informacja, książka jest dostępna tylko i wyłącznie w Internecie, na stronie geny.altenberg.pl.
Nie ma i nie będzie jej w księgarniach, teraz jest najlepszy czas na zakup, dlatego wejdź na tę stronę i kup swój egzemplarz, bo odpowiadając na pytanie z tytułu, przepis na człowieka istnieje, bo taki jest tytuł mojej książki.
To co ja starałem się zrobić, mam nadzieję, że mi się to udało, nakreślić cechy odpowiedzi na pytanie – czym jest przepis na człowieka? Powiedzieć, czym ten przepis nie jest i przede wszystkim namalować w pewien sposób krajobraz ścieżki, którą podążałem dążąc do odpowiedzi na to pytanie, czym jest przepis na człowieka i czy on w ogóle istnieje. Mam nadzieję, że kiedy przyjdziecie za moimi słowami, za moją myślą przez tę ścieżkę, to powiecie, że to była dobra podróż. Nie będę ukrywał, strasznie się denerwuję, bo dołożyłem wszelkich starań, już nic nie zrobię, a jednocześnie jakiś feedback będę miał za kilka tygodni, więc w tym momencie trzymam tak naprawdę trochę za siebie kciuki i liczę, że znajdą się chętni na tę literacką podróż, którą mam wam w tym momencie do zaoferowania. Linki zostawiam w opisie. Idę wziąć jeszcze parę głębokich oddechów i zobaczymy co to będzie. Do zobaczenia, do usłyszenia.
Autor odcinka – Dawid Myśliwiec