Do tego, kto myśli o samobójstwie
No Elo, ja jestem Hania Es i nie zliczę ile razy zastanawiałam się nad tym, jak popełnić samobójstwo.
Pamiętam, że też kiedyś wpisałam to hasło w wyszukiwarkę, może tak jak ty dzisiaj, miałam wtedy bardzo dużo pomysłów na śmierć i googlowałam to tylko dlatego, żeby sprawdzić, czy jest coś na co nie wpadłam. Po przeczytania kilku wątków i wypowiedzi na forach, wiedziałam, że moja opcja jest najlepsza, nadal tak sądzę. Dokładnie widzę przed oczami dzień, w którym miałam się zabić, plan był doskonały, dzień, godzina, miejsce, okoliczności, wszystko się zgadzało.
To jest transkrypcja odcinka z kanału Hania Es – wersja wideo dostępna poniżej:
Książka Hani:
Data miała być symboliczna, sposób jeszcze bardziej, to byłoby coś, więc dlaczego tego nie zrobiłam? Więc widzicie powód był bardzo ciekawy, nawet może się wydawać śmieszny, ale ze względu na to, że to jestem ja, dokładnie rozumiem, dlaczego dla mnie był tak istotny. No więc w tamten ponury dzień miałam sprawdzian z matematyki i co z tego? No ja matmę bardzo lubiłam, uwielbiałam też moją nauczycielkę, byłam najlepsza w klasie, było to dla mnie ważne. Czułam, że nie mogę pozwolić na to, by ktoś z tych ludzi mnie wyprzedził, ale jakby serio jakkolwiek to nie brzmi, ja jako tonąca chwyciłam tej brzytwy, że pomyślałam, że nie mogę oddać mojego miejsca jako najlepszej uczennicy z matematyki w klasie.
Dwa lata później już wenę miałam mniejszą, mniej szukałam w Google tylko takiej prostej odpowiedzi na pytanie – ile tych konkretnych tabletek muszę połknąć? Tego nie zrobiłam, dlatego że zadzwonił mój nauczyciel od gitary i powiedział, że muszę przyjść zagrać koncert, a ja bardzo nie chciałam go zawieść. Te obie sytuacje pokazują tylko, jak bardzo bałam się kogoś zawieść i z jednej strony super, że takie rzeczy potrafiły uratować mi życie, a z drugiej jak beznadziejne to jest, że ja tak bardzo nie chciałam żyć dla siebie, że nie umarłam tylko dlatego, żeby nie zawieść pana od gitary.
Ostatnim razem nie było tak ciekawie, życie straciło dla mnie sens w momencie kiedy ani nie miałam sprawdzianu z matematyki, ani nie chodziłam na lekcje gitary, ciężkie czasy. Gdy patrzę na to zdarzenie z dzisiejszej perspektywy, to jest mi przede wszystkim przykro i czuję ogromny żal w stosunku do tej dziewczyny, którą byłam, bo dokładnie, ale to dokładnie pamiętam to uczucie, kiedy byłam pewna i przekonana, że już nic dobrego się nie wydarzy. Dotarłam do takiego punktu, kiedy już w zasadzie nie ma na co czekać, że po prostu wszystko co było fajne już jest za mną i koniec. Ja miałam takie podejście, że pobawiłam się już, było spoko w sumie czasami, potańczyłam towarzyszko, że mogę tylko tak przetrwać ten czas i tak umrę niedługo, to czemu tego nie przyspieszyć skoro mam się męczyć albo marnować miejsce na ziemi. I ja wiem, że czasem się tak gada, że o jeny jaka beznadzieja, ale dopiero po przeżyciu tego piekła ja jestem w stanie powiedzieć, co to jest taka beznadzieja, to znaczy kiedy zupełnie nie ma nadziei na nic, nie na jutro, nie na przeczekanie tydzień, tylko na to, że po prostu nawet za 10 lat, to będzie po prostu tak samo, cały czas chujowo.
I powiem wam, że właśnie dlatego że ja tego nie zapomniałam, ja to uczucie nadal w sobie gdzieś mam i namacalnie czuję tamte wszystkie, to nie były myśli, to była kurwa pewność, że nie po prostu nie. I właśnie chyba dlatego że byłam w takim stanie i miałam taką pewność na maksa, to nie ratowały mnie takie błahe rzeczy jak właśnie to, że miałam zajęcia na siłowni następnego dnia albo projekt do skończenia w pracy, ja już miałam to gdzieś, naprawdę. Czasami myślałam tylko o bliskich, ale dotarłam do takiego muru, że już było mi tak ciężko, że stwierdziłam: trudno jakoś sobie poradzą, stawka jest dla mnie za wysoka i mimo tego, że bardzo ich kocham, to już nie jestem w stanie znosić tego wszystkiego dla nich.
Teraz ja każdego dnia jestem zdzwiona, serio ja tego teraz w żaden sposób nie podkoloryzowuję, że hej przecież byłam kurwa pewna, że nie będzie już dobrze, a jest, czasem jest, często nawet ostatnio. Są takie momenty, które lubię sobie nazywać jako chwile – paragony, takie które się kolekcjonuje w portfelu, kiedy dzieje się coś wspaniałego, tylko że to może być to, że dziewczyna mi zrobi śniadanie i budzi mnie lizanie kota po twarzy, i nagle ta myśl – jeny jak dobrze, że ja się nie zabiłam wtedy. To jest dla mnie takie wszystko… serio i dlatego nagrywam ten film, bo ja tam byłam, ja wiem, ja rozumiem i mam też świadomość, że to, że ja to mówię, to wiele w tobie nie zmienia i nadal jest tragicznie, i może też masz tę pewność w sobie, którą ja wtedy miałam, że po prostu nie. Ale kurde okazuje się, że to niekoniecznie jest prawda, dlatego jakkolwiek okropnie by teraz nie było, jakkolwiek nie cierpiała, nie cierpiałeś każdej godziny, którą kolejną trzeba znieść. Ja z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że z tego da się wyjść chociaż w ogóle w to nie wierzyłam i gdybym to powiedziała sobie sprzed dwóch lat, to dalej bym nie uwierzyła, jeszcze można chcieć żyć i się z tego życia cieszyć.
Ale wiem też, jakie to jest ciężkie i jak w taki stanie każda kolejna minuta boli i z jakim cudem graniczy przetrwanie każdego dnia, tylko że właśnie wtedy trzeba iść po pomoc, trzeba prosić, krzyczeć, wrzeszczeć, dawać kurde znać, że potrzebuje się pomocy. Bo naprawdę większą odwagą niż popełnienie samobójstwa jest przyznanie się do tego, że ma się problem i że potrzebuje się pomocy, jest to też trudniejsze od skończenia swojego życia.
Mi dużo prościej przychodziło robienie sobie różnych krzywd, które miały doprowadzić do końca niż wykonanie telefonu, który miał być pierwszym krokiem po pomoc. To jest ekstremalnie trudne, tym bardziej, że mamy jeszcze takie stereotypy, że to jest jakaś porażka, że to tylko dla wariatów, że przecież musimy się ogarnąć sami i dać sobie jakoś radę, i jeszcze, że nie zasługujemy na pomoc, to już w ogóle jest hardcore. Pamiętam też jak dzwoniąc tymi drżącymi rękoma pierwszy raz do poradni zdrowia psychicznego, usłyszałam, że okej wizyta u psychiatry za cztery miesiące. Straciłam nadzieję, ale nie wiem czemu do mojego mózgu wtedy nie dochodziło, że mogę umówić się gdzieś indziej, pójść prywatnie, czy cokolwiek, chyba dlatego że to była taka moja duma, że dzwonię raz i albo mi pomogą, albo spadać. I jak ta pani powiedziała, że dobrze, dobrze zapisuję panią za sto lat, to ja już wiedziałam, że to się nie odbędzie, nie ma szans i serio powiedziałam jej, że w takim razie proszę mnie wpisywać, bo ja nie dożyję. Koniec końców pani jeszcze ze mną długo rozmawiała i udało jej się znaleźć lekarza, który przyjął mnie poza godzinami pracy na NFZ, to ciekawe. Nie wiem co by było gdyby mi wtedy odmówił, bo wydaję mi się, że wszystko na co pozwoliła mi moja duma, to był ten jeden telefon, koniec.
A teraz właśnie kolekcjonując te chwile – paragony, myślę o tym i jestem tak wdzięczna światu, za to że wtedy ten telefon, ten lekarz, ta pani, to wszystko, że jakby jestem tu i kurde no, dobrze jest. I domyślam się, że jeżeli jesteś w takim stanie jak ja wtedy, to ja mogę sobie gadać, ale cię to nie przekonuje. W ogóle jest mi bardzo przykro, jestem sfrustrowana, że do takiej chorej osoby to nie dociera, boże tak teraz bym chciała sobie pomóc tamtej, ale nie dało się.
Dlatego chcę tylko powiedzieć, że myślę, że warto jeszcze przetrwać, pójść po pomoc, nawet jeśli jest potrzeba, to pójść do szpitala, bo jest jeszcze szansa, że to się zmieni i potem będzie dobrze. Jeszcze wiele może się wydarzyć, też dlatego włożyłam koszulkę, która mówi o tym, żeby uważać na tę przestrzeń między peronem a torami, żeby nie spaść, nie zrobić sobie krzywdy. Bo może kusi ta opcja dania sobie spokoju, ulgi, chwili wytchnienia, niemyślenia, tylko że wtedy już nic nie będzie, a tak to tutaj teraz mamy jeszcze szansę coś zdziałać.
Dlatego jeżeli teraz potrzebujesz pomocy, w opisie znajdziesz numery telefonów, pod które może zadzwonić na interwencję kryzysową, czyli po prostu porozmawiać z kimś, kto cię wysłucha, pomoże przetrwać te najgorsze momenty. Dobra, trzymajcie się mocno, tyle na dzisiaj, pa. A kto obejrzał do końca, pisze w komentarzu „przetrwaj”.
Autorka odcinka – Hania Sywula