Jak widzą Cię inni ludzie?
Od dawna planowałem zrobić trzy rzeczy: zdrowo się odżywiać, mniej się denerwować i nagrać ten odcinek. Ze wzruszeniem ogłaszam, że wszystko się udało. Dwie rzeczy się udały, dobra, jedna się udała! Po co drążycie, po co w takiej atmosferze zaczynać program, nie wierzę!
To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:
Książki Radka:
👉 Włam się do mózgu
👉Inaczej
👉Nic bardziej mylnego
Jak inni cię widzą? Kim jesteś dla ludzi? Oczywiście możesz być dla nich siostrą, bratem, córką, synem, mamą, szwagrem, jeśli lubisz alkohol i remonty, czy konkubentem jeśli lubisz alkohol i bicie dzieci. Jednak dzisiaj nie będziemy mówili o tego typu bliższych relacjach, ich liczba jest ograniczona, bo nie da się utrzymywać zażyłych stosunków z tysiącami osób. Psycholog Robin Dunbar powiedział kiedyś, że ludzki mózg jest tak zbudowany przez ewolucję, że jest w stanie utrzymywać nie więcej niż 150 bliższych relacji, 150 to niezbyt dużo. A co z tymi ludźmi, których widzisz z okna, z tymi, którzy mijają cię na ulicy i nigdy nie zamienią z tobą ani słowa. Nie dlatego, że nie masz nic ciekawego do powiedzenia, bo masz, albo nie masz, ale po prostu nie mają czasu, lub nie chcę się o tym przekonać. To zresztą byłoby delikatnie dziwne, gdybyśmy zagadywali przechodniów chcąc nawiązać z nimi bliższe relacje „proszę pana, takie szybkie pytanie, jaki jest pana ulubiony kolor?”. Mimo że nie rozmawiamy ze wszystkimi dookoła, to oni tam są. Kim zatem jesteś dla tych tysięcy różnych ludzi żyjących obok? Jak cię postrzegają? Kim są dla ciebie? Zanim odpowiemy na te pytania, sprawdzimy o czym w tym tygodniu myśli Ładek, człowiek, którego umysł jest bezkresny niczym prawo podatkowe, przed wami Ładek i jest Wołek Rozmyślań.
Ludzie ekscytują się tym, że każdy płatek śniegu jest inny, ale już nikogo nie obchodzi, że każdy ziemniak też jest inny.
Coś w tym jest, dlatego zamiast wciskać komuś tanie komplementy w stylu: jesteś dla mnie jak płatek śniegu, każdego dnia odkrywam cię na nowo, można być oryginalnym i powiedzieć; jesteś dla mnie jak ziemniak, każdego dnia coś nowego. ‘Tylko umorusana jesteś zawsze tak samo’. Wujek? Ja cię już zapowiedziałem? Bo wydawało mi się, że kolejność tutaj jest dawno ustalona, zapowiedź, dżingiel, ty. ‘Sam jesteś dżingiel, będzie mnie od dżigli wyzywał publicznie przy kulturalnym państwu, widzicie teraz jak on ludzi pracy traktuje’. Dobrze, miejmy to już za sobą, przed wami Zagadka Wujka Radka.
Proszę państwa, zagadkę przygotowałem adekwatną do moich uczuć względów Radzieńka naszego kochanego. Jak z języka niemieckiego określa się z psychologii radość czerpaną z nieszczęścia drugiego człowieka? A.Stuhlgang, B. Schadenfreude C. Sehenswürdigkeit.
Odpowiedź jak zwykle na końcu, a przed wami gwóźdź programu. Życie każdego z nas przypomina film, ty grasz pierwszoplanową rolę w swoim, a ja w swoim, razem z nami grają aktorzy drugoplanowi, nasi rodzice, partnerzy, przyjaciele. Są też epizodyści, którzy pojawiają się tylko na krótką chwilę, pani w kasie w Biedronce, kelner czy kanar, który przyłapuje cię na braku biletu. I my i oni ubieramy przeróżne kostiumy, które odpowiadają naszym rolom, na planie nagraniowym zwanym życiem pojawia się też catering, czasami podły, gdy podadzą chleb posmarowany jedynie nożem, innym razem przepyszny, gdy jedzenie przypomni ci coś, co kiedyś przygotowywała babcia. Mamy scenografię, światła i w końcu tysiące, setki tysięcy, miliony statystów, bez nich film byłby martwy. Ale często z istnienia takich ludzi nie zdajemy sobie sprawy, po prostu nie zwracamy na nich uwagi, są dla nas jedynie osobą, która siedzi w rogu kawiarni i czyta gazetę. Rozmazanym mignięciem reflektorów samochodu, który nas mija, zapalonym światłem w oknie wieczorem, a przecież każdy statysta w twoim filmie, który siedzi w kawiarni, prowadzi samochód nadjeżdżający z naprzeciwka, czy po prostu zapala światło po zmroku, jest bohaterem swojego własnego filmu, ma swoje ambicje, zmartwienia, przyzwyczajenia, coś co bawi, coś go smuci, coś go przeraża, ma po prostu tak samo skomplikowane życie jak ja, czy ty. Zdanie sobie z tego sprawy jest jedną z najbardziej fascynujących rzeczy jaką przeżyłem w ostatnim czasie. Ktoś oczywiście może powiedzieć „Radek, ty jesteś opóźniony, przecież wiadomo, że każdy ma swoje życie, tak ja ty masz swoje. Amerykę odkryłeś? Czy może zacząłeś brać to samo co Beata Pawlikowska?”.
Tu nie do końca chodzi o to, że nie zdajemy sobie z tego sprawy, myślę, że 99% sprawnych intelektualnie osób, jeśli się nad tym zastanowi to potwierdzi, że inni mają swoje życia równie złożone jak nasze. Rzecz w tym, że ta myśl jest trochę jak szum klimatyzacji, nie zwraca się na to uwagi do momentu, gdy się nad tym nie skupi. Nie powiecie mi przecież, że gdy codziennie tą samą drogą idziecie do szkoły czy do pracy, to zastanawiacie się nad życiem pani, która sprzedaje w kiosku, który mijacie. Czy jest tak naprawdę zadowolona z tego, że podjęła decyzję o drugim dziecku? Czy przeraża ją wizja zbliżającej się emerytury czy może cieszy? I w końcu, gdzie ona robi siku? Nie mamy czasu, głowy, ani chęci przeżywać faktu, że inni mają tak samo rozbudowane życia jak ja czy ty. Dlatego gdy w końcu nas to uderzy, to psychologowie mówią o mocnym efekcie, często o emocjonalnej i przytłaczającej reakcji. Istnieje nawet słowo, które to opisuje. Słowa w takich przypadkach są dla nas bardzo przydatne, bo pomagają nam opakować coś, co normalnie trzeba byłoby tłumaczyć bardzo długo. Mocny kandydat do młodzieżowego słowa roku 2020 dokładnie to robi, gdy kolega mówi ci; wiesz, że organizuję teraz taką zbiórkę na dzieci w Afryce, po tym jak zupełnie przez przypadek jakoś mnie poniosło i obsikałem bezdomnego. O nie mój drogi, nie próbuj mi tu chajzerować. Zamiast powiedzieć, próba odzyskania twarzy za sprawą dobrego czynu po tym gdy zrobiło się cos złego, słownik proponuje użycie wyrazu chajzerowanie. Jedno słowo jest opakowaniem dla czegoś szerokiego. Tak samo w 2021 roku na nagłe zdanie sobie sprawy z tego, że ludzie na których nie zwracamy uwagi na ulicy mają równie skomplikowane życia co my sami. John Koenig stworzył z niczego nowe słowo, sonder. Od tego czasu ten wyraz zrobił międzynarodową karierę i wypowiedziało się na jego temat wielu specjalistów. Cóż ciekawego ustalili dla nas? Po pierwsze to całkowicie normalne, że na co dzień nie zastanawiamy się nad takimi filozoficznymi sprawami jak sonder. Nasze postrzeganie świata przypomina mapę spowitą mgłą, niby widzimy całość, ale nie jesteśmy w stanie dokładnie dostrzec i wiedzieć wszystkiego. Psychologowie zalecają więc aby nauczyć się żyć z częściową wiedzą na temat świata, chociaż bywa to frustrujące. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że wielu z was jest fizykami kwantowymi z nagrodą Nobla, ale gdy zepsuje się wam samochód, to zapewne przyjedzie go naprawić facet, który mógł nawet nie skończyć podstawówki i zrobi to lepiej niż kiedykolwiek wam by się udało. Mamy jedynie wycinek wiedzy o świecie, tak samo skupiamy się raczej na życiu swoim, ewentualnie na życiu najbliższych, a nie tysiącach ludzi dookoła.
Po drugie, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że inni są pierwszoplanowymi bohaterami w swoich filmach i tak samo jak my mają własny zestaw myśli, emocji, doświadczeń i wiedzy, to prowadzi nas to do bardzo ważnego wniosku; inni są zupełnie inni niż my. To w sumie tłumaczy nazwę; inni. Niby proste, prawda? Ale ile razy w życiu próbujesz przekonać kogoś do czegoś i nie możesz zrozumieć jakim cudem tę samą sprawę widzi zupełnie inaczej niż ty, postrzega zupełnie inaczej te same fakty. ‘To, że Ziemia jest płaska, to jest akurat fakt autentyczny, gdyby była kulista, to by oceany po niej spłynęły, nie?’. A co jeśli tutaj wcale nie chodzi o płaską czy kulistą Ziemię? Może sprawa rozbija się o chęć wyróżnienia się, przynależenia do grupy, czy bycia wysłuchanym? Nie musimy tego do końca rozumieć, ale warto zapamiętać jedno, ktoś kto dla ans jest zapalonym światłem w mieszkaniu, czy samochodem nadjeżdżającym z przodu, widzi świat w inny sposób niż ty, tak go ukształtowały geny i środowisko. Zrozumienie tej prostej zasady pozwala lepiej słuchać i często uczyć się od innych.
W końcu po trzecie, psychologiczne reakcje na sonder bywają niesamowicie różne. Jednych to głęboko smuci, na przykład dlatego, że życie jest za krótkie, aby poznać historię tak wielu osób. Tak samo reszta świata nie pozna twoich historii, które umrą wraz z tobą i twoimi bliskimi. Jeszcze inni smucą się, bo na pewnym etapie swojego życia pomyśleli, że cały świat istnieje dookoła nich i dla nich, tak jakbyśmy wszyscy byli statystami w czymś na kształt „Truman Show” jednego człowieka. Jednak jest też druga strona medalu, skoro i ja i ty nie jesteśmy pępkiem świata, a jedynie statystami lub w najlepszym przypadku aktorami drugoplanowymi w życiach innych to nie da się za dużo spieprzyć. Coś, co wydawało nam się porażką towarzyską nie musi być wcale tak ważne. To, że chciałeś komuś podać rękę, a druga osoba myślała, że chodzi o żółwika, nie oznacza wcale końca świata, bo pewnie nie było to dla drugiej strony tak ważne jak nam się wydaje. Od kiedy częściej napada mnie coś co określa się mianem sonder, moje reakcje są inne, na przykład na kogoś kto jedzie za mną jak szalony i trąbi, abym mu zjechał z drogi, kiedyś nawet celowo blokowałbym mu przejazd, teraz pomyślę o nim, o jego filmie, może śpieszy się do szpitala, bo jego żona zaczęła rodzić i chce być przy niej. A może jest po prostu kompletnym dupkiem, który w ten sposób leczy swoje kompleksy? W jednym i drugim przypadku chętnie odegram rolę samochodu ustępującego mu drogi, powodzenia przy porodzie lub w dalszym byciu dupkiem. Badacze tacy jak profesor Mitchell Handelsman potwierdzają, że sonder może być bardzo pomocne w radzeniu sobie z czymś co nazywa się błędem fałszywego konsensusu. Chodzi o błędne założenie, że inni myślą tak samo jak my. Jeśli kochasz serial „Klan” i masz nad łóżkiem powieszony plakat z doktorem Lubiczem, to trudno będzie ci sobie wyobrazić, że można nie ekscytować się losami tej polskiej super produkcji. Tak samo możesz nie rozumieć jak ludzie mogą mieć tak skrajnie inne poglądy polityczne czy religijne od twoich. Dlatego nie opuszcza mnie nadzieja, że ktoś to kiedyś w Polsce zrozumie i zagwarantuje nam prawo do czczenia latającego potwora spaghetti w spokoju.
Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam siedzieć w kawiarni i zastanawiać się nad życiem ludzi, których widzę. Kim są? Jakie są ich mocne strony, jakie słabe? Gdzie widzą się za 10 lat, wychodzi na to, że w głowie trochę przeprowadzam im rozmowę kwalifikacyjną. Pamiętam jak przeżyłem sonder bardzo intensywnie przy okazji pisania swojej książki, sprawa była prosta, wpadłem na szalony plan, aby spośród 24 języków obcych wylosować jeden i nauczyć się go w poł roku po to by przetestować czy metody zapamiętywania informacji, które badałem działają czy nie. Gdy ślepy los, a właściwie oślepiona opaską moja żona podsunęła mi do nauczenia się język szwedzki, równie dźwięczny co spadający z metalowych schodów kaloryfer, to tylko ja przeżywałem trudy jego uczenia się, powtórek, a potem radość, po pół roku, ze zdania egzaminu organizowanego przez Folkuniversitetet Göteborg, czyli mówiąc po ludzku, Uniwersytet Ludowy w Goteborgu. Był to więc w całości mój film. Gdy zaczęliśmy sprzedawać książkę opisującą ten eksperyment i metody, których używałem to przyznam szczerze czytelnicy na początku byli dla mnie cyferkami. 1000, 10 000 sprzedanych książek, wow to już dużo, potem 50 000, 100 000, 130 000 i tak dalej. Robiło to dla mnie ogromne wrażenie ale to nadal był mój film. Jednak w międzyczasie zaczęliście przesyłać do mnie wiadomości o tym w jaki sposób wy używaliście tej książki. Pamiętam dobrze pierwszego takiego maila, napisała go dziewczyna, która użyła opisanych metod do nauczenia się angielskiego na wyższym poziomie tak, by zdobyć certyfikat językowy konieczny do awansu w jej pracy. Potem były inne wiadomości, o zdanych egzaminach na studiach, uczeniu się nowego języka obcego w dorosłym życiu, czy też pokazania tych metod własnym dzieciom, aby łatwiej im się odrabiało lekcje.
Pomyślałem, czyli to nie jest tylko mój film, ci ludzie mają swoje języki szwedzkie, wyznaczają sobie czas na naukę, robią powtórki i tak samo jak ja stresują się przed egzaminami. To uderzyło mnie jak tona cegieł, sonder w czystej postaci, kto by pomyślał, a my seriale oglądamy! Klan, no nie wierzę! Dzisiaj wyszedł taki trochę inny odcinek, ale pomyślałem, że podzielę się z wami czymś co jest ważne dla mnie, lubię myśleć o sonder trochę jak o filozofii, która pozwala znaleźć równowagę. Z jednej strony naszym przeznaczeniem w życiu nie jest bynajmniej bycie dla kogoś zapalonym światłem w mieszkaniu wieczorem. Z drugiej, jesteśmy pępkiem świata, bo inni mają swoje, skomplikowane życia takie jak nasze. Kim jesteśmy zatem dla ludzi i jak oni nas postrzegają? Wszyscy jesteśmy głównymi bohaterami naszego własnego filmu i statystami w filmach innych, jesteśmy więc najważniejsi i najmniej ważni na świecie. Nie wiem jak wam, ale mi to robi dobrze.
Zadanie na dzisiaj jest proste, napiszcie w komentarzu czy doświadczyliście kiedyś sonder w swoim życiu, jeśli tak, to w jakiej sytuacji? Jeśli słuchacie tego w formie podcastu, to po prostu o tym pomyślcie. Tymczasem dziękuję wam za to, że od czasu do czasu mogę być epizodystą w waszym filmie i do zobaczenia w kolejnych. Dobra odpowiedź na zagadkę to B. Schadenfreude, to radość z nieszczęścia innych ludzi. To nieco parszywa emocja, więc lepiej być pozytywnymi bohaterami w filmach innych ludzi. Bądźmy dla siebie po prostu dobrzy. Ostatnia prośba, kliknij pod tym filmem łapkę w górę i subskrybuj Polimaty, bo to ma znaczenie. Dziękuję.
Autor odcinka – Radek Kotarski