Jak zarobić pierwszy milion?

Pierwszy milion jest jak święty spokój, wielu chce go mieć, ale niewielu go ma. A może jest jakiś sposób dzięki któremu można zwiększyć szanse na posiadanie pierwszego miliona, tak się składa, że jest i podsuwają nam go nie trenerzy sukcesu, a naukowcy, zapnijcie pasy. Ale ja w tym krześle nie mam pasów? To zapnijcie pasy na niby, no proszę bardzo! Klik.

To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej:


Książki Radka:

👉 Włam się do mózgu

👉 Inaczej

👉 Nic bardziej mylnego


Oczywiście każdy wujek dobra rada doskonale zna przepis na pierwszy milion. Wiadomo, że pierwszy milion to trzeba ukraść, nie? Mówienie komuś, że pierwszy milion trzeba ukraść, to tak jak radzenie, że pierwszą miłość trzeba siłą zaciągnąć do łóżka, no nie, nie ma tutaj żartów. Tak samo w dążeniu do pierwszego miliona złotych, dolarów czy euro nie liczyłbym jakoś szczególnie na spadek ze strony jakiegoś bogatego krewnego z zagranicy, o którym nawet nigdy nie słyszeliśmy. To tak jakby liczyć, że nigeryjski książę, który akurat do nas postanowił napisać maila, faktycznie chce podzielić się swoimi wielkimi pieniędzmi jeśli tylko opłacimy za niego koszty tej operacji, bo sam sobie z tym nie poradzi. To dla mnie brzmi sensownie. I w końcu są wszelkiego rodzaju loterie, Lotta, zdrapki i podobnego typu ustrojstwa, jednak próby stania się bogatym za sprawą loterii są trochę jak próby popełnienia samobójstwa poprzez kupowanie biletów lotniczych z nadzieją, że kiedyś jakiś samolot spadnie. Szanse na to są nie za duże. Ale ktoś jednak te loterie wygrywa, prawda? Tak, ale nie ty. Dlatego dzisiaj skupimy się na sposobie, który bardziej zależy od nas samych. Zanim go jednak poznacie, sprawdźmy o czym w tym tygodniu rozmyślał mój kuzyn. Przed wami Ładek i jego Wołek Rozmyśłań.

Żadna książka z rodzaju; jak zarobiłem milion dolarów, nie rozpoczyna się od wyznania autora, że na początku swojej drogi przeczytał jakąś inną książkę w stylu; jak zarobiłem milion dolarów? To prawda, a to właśnie w książkach obiecujących sukces, pieniądze i sławę dostaniemy całą litanię zaleceń co powinniśmy zrobić. Na przykład, wizualizować sobie, że mamy milion złotych na koncie i widzieć siebie milionerem w obecnej sytuacji. Mało tego, słyszałem kiedyś zalecenie aby już teraz nawet zacząć żyć jak milioner, czyli, że co? Mam wypożyczać na parę dni szybkie auta z wypożyczalni? Mam wydawać bezsensownie pieniądze na płacenie kolegom, aby robili jakieś durne wyzwania? To nie jest bycie milionerem, to jest bycie młodym polskim Youtuberem. Poza tym analizy tego jak żyje większość milionerów pokazują nam, że nie szastają oni kasą na lewo i prawo, bo sporej części z nich, nawet nie rozpoznalibyśmy w kolejce do kasy w Auchan, może dlatego są milionerami? Dlatego spokojnie możemy odrzucić metodę życia jak milioner by pewnego dnia stać się jednym. 

Jednak znacznie częściej ze strony przeróżnych guru sukcesu możemy usłyszeć zalecenie, aby po prostu wyznaczyć sobie milion złotych za cel, a potem wszelkimi siłami do niego dążyć. W końcu jak statek ma dopłynąć do portu, skoro nie wyznaczył sobie żadnego portu za cel podróży? Coś w tym może być, więc pójdźmy przez moment tym tropem i przyjrzyjmy mu się nieco bliżej. W takiej sytuacji milion złotych, dolarów czy euro jest czymś co nauka nazywa celem zewnętrznym, a więc takim, który znajduje się gdzieś w świecie, a my chcemy go zdobyć. I tutaj się zatrzymajmy nad słowem „chcemy”. Naukowcy dobrze wiedzą, że czasami robimy różne rzeczy, na przykład pracujemy, tylko i aż po to, aby zdobyć jakąś nagrodę zewnętrzną, na przykład pieniądze, awans czy pochwałę. Nazywają to zresztą ładnie, motywacją zewnętrzną. Po drugiej stronie barykady mamy motywację wewnętrzną, która sprawia, że chce nam się coś zrobić, nie po to, aby dostać coś z zewnątrz, ale dla jakiegoś uczucia, które przeżyjemy w środku, czyli w moim przypadku w Radku. Jaką nagrodę mogę dostać z wewnątrz moich bebechów, na przykład może być to satysfakcja, sprawdzenie siebie w trudnych warunkach czy czysta przyjemność z robienia czegoś. I teraz absolutnie najlepsze, można tę samą czynność wykonywać z powodu motywacji zewnętrznej, lub wewnętrznej, a świat nawet nie zauważy różnicy. Ale dla naszych mózgów różnica będzie fundamentalna. Przykład? Weźmy granie w szachy, zazwyczaj wygląda to w miarę podobnie, siedzi dwóch delikwentów przy drewnianym pudełku i rusza sobie drewnianymi figurkami, zajmuje to wszystko masę czasu i wszyscy udajemy, że to coś bardzo poważnego, a wręcz nawet świadczącego o wysokiej inteligencji. Gdyby jednak zdarzyło się tak, że jeden z zawodników gra, bo za cel postawił sobie bycie szachowym arcymistrzem, co jest klasycznym celem zewnętrznym, jak nasz milion złotych. A drugi gra wyłącznie dla przyjemności rozgrywki, czyli jest motywowany wewnętrznie. To gdybyśmy przeskanowali mózgi obu funkcjonalnym rezonansem magnetycznym to zobaczylibyśmy ogromną różnicę. Nasz sportowiec, który chce być mistrzem świata, mocniej używałby części nazywanej tylną korą zakrętu obręczy, a gość, który gra po prostu dla wewnętrznej satysfakcji odnotowałby większą aktywność w czymś co nazywa się w mózgu wyspą. To nie jest tak, że któryś z tych obszarów jest lepszy od drugiego, ale dobrze dzięki temu widzimy, że wykonywanie tej samej czynności, w tym przypadku granie w szachy, ale z różnych powodów zostawia swój ślad w działaniu naszych mózgów. 

Która z tych dwóch motywacji będzie lepsza do tego aby mieć milion złotych? Może gdybyśmy połączyli obie to uderzylibyśmy z podwójną siłą niczym nowy Persil DUO CAPS o podwójnej skoncentrowanej sile piorącej, która zapewnia niezawodne pranie już w temperaturze 20 stopni. Serio? Teraz to musimy reklamować jak o mózgu mówię? Nie narzekaj! Teraz Persil DUO CAPS także w wygodnym opakowaniu z rączką. Kupuj teraz!

Czy zatem najlepszą metodą na górę pieniędzy będzie połączenie obu typów motywacji tak, aby wyznaczyć sobie zewnętrzny cel w postaci miliona na koncie i dodać do tego pracowanie w taki sposób, aby czuć wewnętrzną satysfakcję i sens tego, co robimy. Brzmi nieźle, ale w praktyce jest bardzo trudne do uzyskania. Mało tego, taka mieszanka może powodować problemy. To jedno z najdziwniejszych zjawisk we współczesnej psychologii, które nauka nazywa efektem podkopania. O co w nim chodzi? Schemat jest stosunkowo prosty, robisz coś przyjemnego, na przykład uczysz się coraz lepiej gotować, daje ci to sporo radości, satysfakcji, a do tego czujesz, że coraz lepiej to ogarniasz. Przychodzą do ciebie znajomi, zjadają wszystko, co udało ci się świetnie ugotować, nie dostają rozstroju żołądka, więc wielki sukces, a nawet twierdzą, że to najlepsze co jedli od bardzo dawna. Ktoś więc, w przypływie spontaniczności i zadowolenia z posiłku proponuje ci, że będzie od ciebie kupował takie pyszne dania na wynos i serwował swoim pracownikom. Brzmi świetnie. Bo możesz dodatkowo przytulić pieniądz na tym, co i tak lubisz robić, prawda? No właśnie nie. Istnieje ogromna szansa, że stracisz motywację do dalszego rozwijania się w kuchni i przyrządzania takich pysznych dań. Jedna motywacja podkopuje drugą. Stąd też nazwa tego zjawiska. Naukowcy nie do końca rozumieją dlaczego tak się dzieje, ale sprawa ma poważne praktyczne konsekwencje, jakie? Oba typy motywacji są jak Karoli Włodek z „Lekko Stronniczych”, pewnie za sobą nie przepadają, ale jakoś muszą się ze sobą dogadywać dla wyższego dobra. Kiedy przemawia jedna motywacja, druga się nie odzywa, dlatego wielu badaczy sugeruje, że znacznie lepiej jest wybrać jeden rodzaj motywacji, czy celu i na nim się skupić. Ale który?

Mamy sporo osobistych historii, ale przede wszystkim badań naukowych, które sugerują, że osoby, które wyznaczają sobie cele zewnętrzne oparte na pieniądzach, atrakcyjności czy popularności, na koniec dnia osiągają je rzadziej niż osoby, które są silnie zmotywowane wewnętrznie. Tak samo skuteczniej uczą się ludzie, którzy czują po prostu chęć do zdobywania wiedzy w jakiejś dziedzinie, niż ci, którzy uczą się dla nagród zewnętrznych, na przykład dla zdobywania dobrych ocen w szkole. A tego właśnie jesteśmy uczeni i do tego jesteśmy przyzwyczajani od najmłodszych lat. Na tym etapie zrozumiem jeśli powiesz, że to, co wymyśliły mądre głowy z uniwersytetów to kompletna utopia, bo nie wszyscy mają luksus, aby pracować i myśleć o satysfakcji czy poczuciu dobrze wykonanej roboty. Rodzina się sama nie wyżywi i trzeba chodzić do pracy dla konkretnego celu zewnętrznego, tysięcy złotych, nie mówiąc już o milionach. To naturalnie ma ogromne znaczenie, ale naukowcom chodzi raczej o inny sposób zdobycia tych tysięcy, czy nawet milionów. Nawet skuteczniejszy niż zafiksowanie się na celu w postaci jakiejś kwoty. Nieźle udowadnia to obserwacja, której poddano ponad 10 000 kadetów elitarnej Akademii Wojskowej West Point. Na początku zapytano ich; dla jakich celów wstępują oni w ogóle do armii? Niektórzy odpowiadali na przykład, że chcą wykorzystać stypendium, które im przyznano, albo chcę dostać stabilną pensję wojskowego, lub zostać wysoko postawionymi oficerami, czyli mamy do czynienia z klasycznymi celami zewnętrznymi. Inni natomiast mówili o miłości do ojczyzny, obowiązku pełnienia służby wojskowej, albo o chęci sprawdzenia samych siebie w trudnych warunkach, czyli cele wewnętrzne. Pozostałych zakwalifikowano do grupy z mieszanymi pragnieniami i cóż z tego wyszło? Kiedy prześledzono losy wszystkich tych kadetów, na przestrzeni nawet 14 lat, okazało się, że ci, którzy kierowali się celami wewnętrznymi, awansowali szybciej, zdobywali lepsze stanowiska i tym samym zarabiali lepiej niż pozostali. Nawet przyszli wojskowi z mieszanymi celami zewnętrznymi i wewnętrznymi wypadali znacznie gorzej niż ci tylko z celami wewnętrznymi. Podobnie jak w przykładnie z szachami, mówimy więc o tej samej czynności, pracy w charakterze zawodowego żołnierza, ale wykonywanie jej dla innej motywacji robi ogromną różnicę. 

Stoją za tym różne powody, jednym z nich, całkiem dobrze przebadanym wśród różnych zawodów jest to, że zewnętrzne cele mogą drastycznie obniżyć jakość naszej pracy. Po prostu działamy prostym schematem, robimy co trzeba zrobić, bez większego zaangażowania i wysiłku i do domu, odbijamy kartę. Gdy natomiast napędza nas motywacja wewnętrzna, to szukamy nowych rozwiązań, bierzemy odpowiedzialność za siebie i za innych ludzi i po prostu działamy sprawniej i dzięki temu w efekcie osiągamy więcej przy lepszym zdrowiu i samopoczuciu. Wielu ludzi, którzy zdobyli pierwszy milion i kolejne są napędzane celami wewnętrznymi, bo jest to dużo lepsza i skuteczniejsza droga do różnych osiągnięć w życiu. Oczywiście nie zawsze będzie to możliwe, bo pracownik punktu pomocy dla bezdomnych, który wydaje potrzebującym posiłki ma, jak to ująć delikatnie, żeby nikogo nie urazić, ale ma raczej małą szansę na dorobienie się milionów w tym zawodzie, mimo że napędza go na przykład silna motywacja wewnętrzna w postaci bycia przydatnym dla innych. Jednak i tak, według badań naukowych zwiększy się u niego poziom czegoś, czego nie da się kupić, poczucia zadowolenia z życia.

Odpowiedź na tytułowe pytanie tego odcinka jest zatem prosta, jeśli pracujesz w miejscu, zawodzie, lub branży dającej szanse na większe pieniądze, to koncentrując się na celach wewnętrznych, a nie na milionie złotych, masz paradoksalnie większą szansę na jego zdobycie, niże gdy ten sam milion obierzesz sobie za główny cel swoich działań. Nie oznacza to oczywiście ignorowania nagród zewnętrznych takich jak pieniądze, awanse czy pochwały, wystarczy po prostu nie da się im przekupywać i traktować je w pewien sposób jak efekt uboczny dobrze zrobionej roboty. A jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że te nagrody tak czy inaczej się pojawią. Tak się zagadałem, że zapomniałem dzisiaj o Zagadce Wujka Radka.

Dziękuję, nic nie szkodzi, ja się nie będę denerwował, bo mnie lekarz tego zabronił, więc wszystko jest w porządku, na spokojnie. 

Po ostatnim odcinku napisaliście masę komentarzy i wiadomości, że faktycznie jest u was tak, że dajecie od siebie w pracy dużo, często harując jak woły ale niewiele dobrego z tego jest. Pisaliście, że brakuje pieniędzy, czasu, rozwoju i satysfakcji. Pamiętajcie, że na całe szczęście da się inaczej, bo przy zastosowaniu paru zmian i nowoczesnych metody pracy, które zna współczesna nauka, a ja opisałem w książce pod tytułem „Inaczej”, można raz na zawsze zmienić to jak pracuje się na co dzień i dostać w końcu być może po raz pierwszy w życiu za swoją pracę to, czego chcecie i to, na co zasługujecie. Jeszcze przez chwilę trwa przedsprzedaż tej książki, którą można już teraz kupić na stronie inaczej.alt.pl i to jest najlepszy moment na zakupy, bo wyślemy ją do ciebie darmową przesyłką kurierską na terenie Polski i otrzymasz ją przed innymi z pierwszego nakładu. Być może zabrzmi to buńczucznie i mało skromnie, ale serio jest to kawał dobrej książki, która zrobi realną, dobrą różnicę.

A zadanie na dzisiaj jest proste, wpisz w komentarzu co byłoby twoim pierwszym zakupem gdyby na twoim koncie bankowym w Banku Milenium leżał równy milion złotych? Jeśli słuchasz tego w formie podcastu, to po prostu o tym pomyśl. Dziękuję za dzisiaj i do zobaczenia następnym razem.  Dzisiaj zagadki nie było więc proszę jedynie o kliknięcie łapki w górę pod tym filmem, bo tego typu aktywności mają naprawdę spore znaczenie, a swój egzemplarz „Inaczej” zgarniesz na inaczej.alt.pl. Dziękuję.

Autor odcinka – Radek Kotarski

Przeczytaj / obejrzyj kolejny odcinek ⏩