Syndrom oszusta, czyli czemu wątpisz w swoje osiągnięcia?

No cześć, ja jestem Hania Es i zacznę tak z grubej rury pytaniem. Czy czujesz czasem, że twoje osiągnięcia nie są w pełni zasłużone? Masz wrażenie, że w sumie to nie wiesz, co robisz i wszystkich oszukujesz, że wiesz? Że nadejdzie taki moment, w którym ludzie cię zdemaskują i zobaczą, że tak naprawdę to nie masz tego talentu, tej inteligencji, o którą cię podejrzewają? Zdarza ci się myśleć, że wszystkich nabrałeś albo nabrałaś?

To jest transkrypcja odcinka z kanału Hania Es – wersja wideo dostępna poniżej:


Książka Hani:

👉 W głowie się poprzewracało


Ja kiedyś naprawdę często tak myślałam. Teraz już coraz rzadziej, ale syndrom oszusta nie jest mi obcy, bo tak. To, o czym mówię ma swoją nazwę. To jest syndrom oszusta, syndrom impostora. Osoba z syndromem oszusta ma takie przekonanie, że udało jej się oszukać wszystkich wokół, że oni myślą coś tam o jej kompetencjach, o jej umiejętnościach, o jej inteligencji, zaangażowaniu, a tak naprawdę wcale nie wierzy w te swoje kompetencje i sukcesy, osiągniecia przypisuje raczej czynnikom zewnętrznym takim jakim no szczęście, no oni się dali nabrać, tak się jakoś złożyło, udało się przypadkiem albo był jakiś błąd w systemie. Ten syndrom rozpoznano też u Alberta Einsteina, który sam nazywał się mimowolnym oszustem. Nie zrobił nic takiego, bez przesady już dajcie wszyscy spokój przecież każdy mógł na to wpaść. Tak się złożyło, że akurat ja napisałem to równanie, ale już bez przesady, to nic takiego. No właśnie ludzie, którzy osiągają sukcesy mają często wrażenie, że wszyscy dookoła są tak samo zdolni, że oni przecież nie robią nic nadzwyczajnego, więc każdy by mógł zrobić to samo, co oni, ale syndrom oszusta nie dotyczy tylko jakichś wybitnych jednostek, osób z ogromnymi sukcesami. Może być tak, że piszesz jakąś rozprawkę, pracę na studia albo robisz jakiś projekt w robocie i jest on doceniany, dostajesz dobrą ocenę czy pochwałę od szefa, a ty jedyne co masz w głowie wtedy to: „Chyba ktoś się pomylił. Przecież to nie było takie dobre. Czemu ty mnie chwalisz”? 

Ja wam powiem, że miałam tak ze związkami na przykład gdy ktoś zaczynał ze mną być, to tylko czekałam aż się zorientuje, że ja to jestem strata czasu i w ogóle bez sensu nie ma co. Ale syndrom oszusta to nie jest choroba, nie ma tego w klasyfikacji. To pewna tendencja do myślenia o sobie i swoich osiągnięciach. Składają się na to błędy myślenia na przykład umniejszanie swoim sukcesom, wyolbrzymianie porażek i błędów, przekonanie, że nie zasługuję na to, co mam, że nie jestem wystarczająco dobra czy wystarczająco dobry, a do tego oczywiście dochodzi lęk. Lęk, że jak zobaczą, że ja ich tak oszukuję, to zostanę odrzucony, czy odrzucona i słuchajcie ma tak masa ludzi tylko mało kto się przyznaje, ale dlaczego? No bo osoby z tym syndromem czują się oszustami więc według tej logiki, gdyby przyznały się, że tak naprawdę to ja tutaj nie pracuję tak dobrze, tak naprawdę to ja nawet nie wiem, co ja tu programuję. Tak naprawdę to tę pracę, co dostałam za nią 5, to napisałam tak byle jak, nie powinnam dostać dobrej oceny. Kto się chce przyjaźnić z oszustem? Ludzie odejdą, pracę stracą, ludzie go wywalą, pewnie tak to będzie, więc człowiek żyje w tym ciągłym lęku, że no kurde zaraz się wyda. Dlatego rozmawianie o swoich uczuciach w tym obszarze jest trudne, ale może nam bardzo pomóc. Po pierwsze samo nazwanie tego syndromu jest taką ulgą, że ok, inni też tak mają, skoro to ma nazwę i ktoś to w ogóle bada, to istnieje, to nie tylko ja. Po drugie po prostu mówienie o swoich uczuciach, emocjach, myślach uwalnia. Wylewamy to z głowy i nie kisimy się w tej przerażającej wizji bycia oszustem, a po trzecie może się okazać, że jeżeli powiesz o swoich odczuciach, to druga osoba podzieli się swoim doświadczeniem. Zobaczysz, że po prostu nie jesteś sam, nie jesteś sama, a to jest zawsze ulga. Warto też zwrócić uwagę na swój język i zamiast mówić: „Udało mi się. Szczęście mi dopisało” albo „Tak jakoś wyszło. Trafiło się ślepej kurze ziarno” to powiedzieć, że: „Starałam się i zrobiłam to”, „Mocno się zaangażowałem i proszę osiągnąłem sukces”. 

A tak idąc głębiej, to czemu mamy syndrom oszusta? Skąd się bierze? Otóż z przekonań. Przekonania to twoja wiedza o świecie, innych ludziach i samym sobie. To taki filtr, który mamy i przez który patrzymy na świat, więc jeżeli masz takie przekonania, że jesteś słaby i niekompetentny, to będziesz ze świata wybierać takie informacje, które pasują do tych puzzli. Jeśli osiągasz sukces, a masz przekonanie o byciu niekompetentnym, to musisz sobie jakoś ten sukces wytłumaczyć, bo on nie pasuje do tych twoich puzzli i tu syndrom oszusta, proszę piękny trick, mówisz sobie, że tu jest ten sukces, ale on ci się wcale nie należał. Bang! Nie ma problemu, pasuje. Nie ma kolizji z przekonaniami. Wspaniałe, co potrafimy sobie zrobić, żeby mieć ten swój świat w środku głowy poukładany, ale dobra idziemy dalej. Wiecie skąd mamy przekonania? No to teraz wszyscy razem, proszę trzy, cztery: z dzieciństwa. Na przykład jeśli twoi rodzice byli z ciebie ciągle niezadowoleni i ciągle chcieli żebyś coś tam więcej, tu lepiej, tu „Gdzie jest piątka”? „A tu czemu tylko trójka? A co miała reszta klasy”? To możesz wykształcić w sobie takie przekonanie, że jesteś słaby, niewystarczający, że musisz ciągle robić więcej, a to są właśnie te przekonania, które wspierają syndrom oszusta. Tak samo jeśli rodzice nie poświęcają dziecku wystarczająco uwagi, to ono się uczy, że nie zasługuje na to, że ta uwaga jemu się nie należy i jeśli potem w życiu robią coś fajnego, a ktoś ich za to ocenia, to od razu muszą się obronić przed tą uwagą, do której nie są przyzwyczajeni i powiedzieć: „A to nie, to oszukałem ich wszystkich. To nieprawda, to w ogóle nie zasługuję na to. To mi się nie należy. Ja to nie powinienem tu być, ale dobra skorzystam”. Ta rola rodziców jest tutaj ogromna. Im więcej czytasz, tym bardziej mi to rozwala głowę i tym bardziej wrażliwa jestem na takie tematy. W tym obszarze mocno poruszyła mnie niedawno książka Reginy Brett „Trudna miłość. Mama i ja”. Regina Brett to jest autorka między innymi „Bóg nigdy nie mruga”, więc może kojarzycie poprzednie książki. Tu opowiada ona swoje życie z perspektywy córki, która nie była kochana przez matkę, która nie czuła, że matce na niej zależało, której matki nie chroniła przed przemocowym ojcem. To córka, która nie czuła się ani ważna, ani wartościowa, a jej matka tylko to przekonanie podlewała. Czytanie opisów trudnych doświadczeń jest dla mnie zawsze takim poruszającym przeżyciem i tak samo było z tą książką. Uprzedzam od raz, autorka jest wierząca i jest dosyć dużo odwołań do Boga, mi to trochę przeszkadzało, a do tego Regina pisze o wybaczaniu przemocowemu ojcu, co ja nie do końca mogłam zrozumieć po prostu tych opisach, co się działo w jej rodzinnym domu. Zastanawia mnie to, ale ja nie uważam, że musimy wybaczać każdemu, ale jest to naprawdę mocna książka. Myślę, że warto ją przeczytać choćby dlatego, żeby zobaczyć jak mocno rodzice mogą wpłynąć na swoje dziecko, na jego myślenie, na jego przyszłość i i właśnie tak w dzieciństwie kształcą się przekonania, a potem z tego na przykład syndrom oszusta. Jeszcze raz, to jest Regina Brett „Trudna miłość. Mama i ja”. Dziękuję wydawnictwu Insignis, które było partnerem tego odcinka, a tę książkę Reginy możecie zamówić pod linkiem, który jest w opisie. Dajcie też znać w komentarzach, czy wy zauważacie w sobie syndrom oszusta. Ja patrząc w przeszłość mam wrażenie, że kiedyś miałam tego syndromu oszusta bardzo dużo w sobie. Teraz wydaje mi się coraz mniej, ale na psychoterapii bardzo mocno pracowałam ze swoimi przekonaniami i myślami, i idzie to coraz lepiej. 

Tyle na dzisiaj. Trzymajcie się. A kto obejrzał odcinek do końca pisze w komentarzu: zasługujesz. 

Autorka odcinka – Hania Sywula