Trudna droga po zdrowie psychiczne – moja historia
Cześć, jestem Hania Es i zajmuję się zdrowiem psychicznym, dlatego że nie zgadzam się na to, by było to tematem tabu. Nikt nie kwestionuje tego, że osoba, która ma problem ze wzrokiem idzie do okulisty. Chciałabym żeby tak samo było ze zdrowiem psychicznym, żebyśmy, kiedy mamy trudności wiedzieli do kogo się mamy zgłosić i nie mieli barier, jakichś stereotypów, uprzedzeń, wstydu w związku z tym.
To jest transkrypcja odcinka z kanału Hania Es – wersja wideo dostępna poniżej:
Książka Hani:
Ale zdrowie psychiczne nie dotyczy tylko osób, które mają zaburzenia. Każdy z nas ma głowę, myśli, emocje, zachowuje się jakoś, ma relację z innymi. Wszyscy mamy zdrowie psychiczne, wszyscy mamy głowę i tak w środku dzieje się wiele, a żeby tam nie działo się źle, trzeba o tę głowę dbać i żeby to normalizować, żeby pokazywać, że to jest w porządku, że zdrowie psychiczne jest ważne, że każdy je ma i każdy warto, żeby o nie dbał, stworzyłam akcję #dbamogłowę. Ona nie jest stworzona tylko dla tych, którzy chodzą do specjalisty. Nie. Jest dla tych, którzy są świadomi, że zdrowie psychiczne jest ważne. Żeby do niej dołączyć naklej sobie na głowę plaster, zrób zdjęcie, możesz zakryć twarz jeśli na przykład nie chcesz pokazywać twarzy, napisz jak dbasz o swoją głowę na co dzień, dodaj hasztag #dbamogłowę i wrzuć post na Instagrama, Facebooka, Twittera, gdziekolwiek chcesz. Dołącz do akcji i pokazujmy wszystkim wokół, że to jest spoko. Ja w ramach dbania o swoje zdrowie psychiczne, chodzę na psychoterapię, czytam dużo książek psychologicznych, ostatnio też piszę, ale…[śmiech]. Coraz więcej dowiaduję się o tym, jak działają nasze schematy myślowe, więc lepiej siebie rozumiem, medytuję, ćwiczę mindfulness i wdzięczność, daję sobie czas na odpoczynek, utrzymuję bliskie, wspierające relacje i reaguję, gdy ktoś przekracza moje granice. Staram się jak najczęściej podchodzić do siebie z życzliwością i akceptacją, a nie z krytycyzmem i irytacją. A ty? Jak dbasz o swoją głowę? Oznaczajcie mnie. Bardzo chętnie będę oglądać i mam nadzieję, że będziemy tak małymi kroczkami zmieniać świat.
Ale powiem wam, że nie zawsze tak było, nie zawsze potrafiłam dbać o swoją głowę. Pomyślałam, że podzielę się z wami taką moją historią, jak w ogóle doszłam do tego momentu ze zdrowiem psychicznym. No to zobaczmy. Najpierw tutaj taka mała Smerfetka. Spytałam mamę o to zdjęcie i mówiła, że moja siostra miała chyba w przedszkolu bal taki, że się przebierały dzieci i ja nagle powiedziałam, że ja też chcę iść i poszłam. Ponoć zabrałam mikrofon na tym balu, gdzie wszystkie dzieci były dużo starsze, także youtuberskie zapędy od zawsze. Te dwa zdjęcia są dla mnie w opór urocze. Jak mam wyobrazić sobie wewnętrzne dziecko i mam się nim zaopiekować to patrzę na to zdjęcie. Ta Hania to jest dziewczynka, którą ja mogę po prostu zaopiekować się totalnie chętnie. O ja strasznie lubię to zdjęcie. To jestem mała ja, obcięta ma grzybka, jem kiełbasę na widelcu na działce nie wiem u kogo w ogóle. Uważam, że taki trzeba żyć. No i właśnie jeszcze wtedy byłam całkiem wesołym dzieckiem, ale mówię o tej małej Hani, dlatego że tak to się wszystko zaczęło. Wtedy była beztroska i śmieszki, i w ogóle zabawne dziecko, a potem zaczęło się robić mniej kolorowo. Zaczęłam być nastolatką, taką wiecie artystyczną, byłam tancerką więc rywalizacja, temperowanie charakteru, dyscyplina, sposoby radzenia sobie, kompensacja tylko i wyłącznie, nawalanie i ja już pamiętam, że wtedy zaczęłam cierpieć w sensie byłam cierpiącym człowiekiem małym to znaczy już nie takim małym, ale młodym. Jak sobie z tym cierpieniem radziłam? Ja pamiętam, że przychodziłam na salę treningową i cisnęłam tam godzinami. Pamiętam taki moment, kiedy pierwszy raz poszłam na trening z partnerem, z którym miałam się sparować i chciałam zrobić na nim dobre wrażenie, żebyśmy zostali parą taneczną i miałam nowe buty, je ubrałam. Butów się nie ubiera, zawsze ten sam błąd. Włożyłam te buty i zaczęliśmy tańczyć i ja wiedziałam, że mnie bolą stopy, ale mi było tak wstyd, że tańczyłam dalej i koniec końców trenerka mówi: „Twoje buty, które są takie grube, skórzane przeciekły krwią na wylot”. W sensie ja się tak bałam, że coś pójdzie nie tak, że ja po prostu zaciskałam zęby i cisnęłam z tym bólem. Dużo było później takich sytuacji. Kiedyś tańczyłam przez tydzień ze skręconą kostką. Rożne takie rzeczy i to wydaje mi się, że już wtedy byłam taka zlękniona, przerażona, trochę depresyjna. Dużo nauki, do tego francuski, do tego tańce. Miałam bardzo sztywny harmonogram. Ja sobie codziennie rozpisywałam co będę robić danego dnia i to tak na przykład, że miałam 12 minut na prysznic i się tego trzymałam. Jak o tym teraz myślę, to mi tak siebie żal w ogóle i pamiętam też, że jako nastolatka miałam bardzo dużo myśli o śmierci, chciałam popełnić samobójstwo, okaleczałam się, cięłam się po rękach, podpalałam się czasami. Nie umiałam sobie radzić z emocjami, które miałam w głowie.
Potem w liceum skończył się związek mojego życia, który był dla mnie taki ważny i właśnie najważniejszy w zasadzie i czułam, że serce pękło mi na milion kawałków. Starałam się to jakoś ogarnąć. Nikt nie mówi nastolatkom, jak sobie radzić z rozstaniem, a to jest wtedy przecież bardzo, bardzo trudne. Mi się skończył wtedy świat i nagle dwa tygodnie później ja zaczęłam mieć drgawki rak, nóg, po prostu cała się trzęsłam jakbym miała padaczkę i próbowałam to przeczekać, ale koniec końców trzęsłam się tak 30 godzin. 30 godzin nieprzerwanego trzęsienia się. Ja potem miałam zakwasy, byłam wymęczona i pojechałam do szpitala, bo może coś tam neurologicznie się stało. No cóż badano mnie, padaczki, testy, EEG, tomograf, coś, rezonans, wszystko mi robili, ale żadnej padaczki nie ma. Trafiłam wtedy pierwszy raz do psychiatry. Miałam 16, 17 lat. Jak zaczęłam opowiadać, odpowiadać na pytania psychiatrki, to ona powiedziała, że to bardzo ciekawe co mówię i że chciałaby pewnego dnia przeczytać moją książkę. To jest zabawne w dzisiejszym kontekście, bo wtedy miałam tak: „Jaką książkę? Jestem na mat-fizie, idę na nanotechnologię”. Taki był wtedy mój plan na życie. Będę nanotechnolożką i dostałam wtedy pierwszy raz receptę na psychotropy. Poza receptą dostałam wtedy diagnozę załamania nerwowego. Czy od tego czasu wszystko było lepiej, brałam leki, poszłam na psychoterapię? Nie. Mój rodzic powiedział, że te leki zmieniają osobowość i ogólnie te wszystkie stereotypy, z którymi teraz walczę, że to jest dla słabych ludzi, dla bardzo chorych, że będę otumaniona, że przestanę być sobą i tak dalej, więc żebym ich nie brała. Więc jako niepełnoletnia po prostu posłuchałam i nie brałam. To nie mogło się skończyć dobrze. Potem wpadałam w bardzo różne pułapki. To nie było zaburzenie tu anoreksja, tu bulimia, tu obsesyjno-kompulsywne, tu co, nie. Ja myślę, że to po prostu był problem z regulacją emocji i próbowałam sobie pomóc, poradzić z tymi emocjami na bardzo różne sposoby. Albo się głodziłam, albo mega dużo jadłam, opychałam się, robiłam binge eating albo układałam wszystko, myłam ręce cały czas albo zupełnie różne rzeczy, ale jakoś z tym żyłam i wyprowadziłam się do Warszawy na studia.
Studiowałam mechanikę i budowę maszyn, i nie podobało mi się to. Czułam takie, że to nie powinno tak być, więc rzuciłam te studia dosyć szybko na szczęście i wszystko się zaczynało w sumie układać, bo pisałam bloga. Zaczęłam wtedy pisać bloga, jeździłam na konferencje blogerskie, poznawałam ludzi z tego środowiska, bardzo mi to odpowiadało. Rzuciłam studia, których nie lubiłam, znalazłam pracę w agencji reklamowej i było bardzo fajnie przez jakiś czas. Bo okoliczności mogły mi sprzyjać, ale ja nadal nie wiedziałam, jak radzić sobie ze swoimi emocjami, co robić z myślami, które do mnie przychodzą. Zaczęłam mieć coraz więcej czarnych myśli, coraz więcej cierpieć, było mi po prostu bardzo, bardzo źle. Myślałam o samobójstwie, planowałam je i byłam już blisko parę razy i pewnej nocy złapałam się takiej myśli, która do mnie przyszła, że albo teraz idę po pomoc, albo mnie tu zaraz nie będzie.
Umówiłam się do psychiatry i psychoterapeuty i czułam taki okropny wstyd, czułam się najgorszym człowiekiem na świecie. Czułam, że to, że idę do psychiatry oznacza, że przegrałam, że po prostu przegrałam w życie i nikt mi wtedy nie powiedział, że to jest w porządku. Pamiętam, co napisałam w dzienniku jak wróciłam z pierwszej wizyty u psychiatry, że byłam w poczekalni i była tam normalna dziewczyna taka, co wyglądała jak ja w sensie, że była normalna. Czego ja oczekiwałam, że kogo ja tam zobaczę? Ale pamiętam, że byłam przerażona tym faktem, że byłam u psychiatry. Nikomu o tym nie mówiłam, mega się tego wstydziłam i kolejne tygodnie zleciały tak, że miało być lepiej, a nie było albo było przez chwilę, a potem ja znowu myślałam o śmierci i planowałam samobójstwo. Dostałam raz miesięczne zwolnienie z pracy i mieszkałam obok Łazienek Królewskich, chodziłam sobie karmić kaczki. Miałam takie…To jest fajne, zawsze lubiłam to robić. Chodziłam karmić kaczki, wiec jak spacerowałam i robiłam te różne rzeczy i jadłam tiramisu, które zawsze tak lubiłam, robiłam to wszystko, co mi sprawiało zawsze przyjemność, a teraz czułam się pusta. Czułam, że to wszystko jest bez sensu, coraz gorzej i coraz gorzej. W pracy w ogóle niestety mi było bardzo wstyd powiedzieć, że jestem na tym zwolnieniu przez depresję, czy cokolwiek więc mówiłam, że mam problemy z hormonami. Niestety kłamałam. Byłam w bardzo, bardzo złym miejscu wtedy w życiu. Nikomu nie życzę tego, co wtedy przeżywałam. Trafiłam do szpitala psychiatrycznego i wiecie co, to w szpitalu było wspaniałe, że ja czułam, że wokół mnie są ludzie, przed którymi ja nie muszę się wstydzić. Spotykamy się w psychiatryku, więc oni wszyscy wiedzą już o mnie to, czego się najbardziej wstydzę, że ci ludzie mnie rozumieją, że oni wiedzieli, co się dzieje w mojej głowie w sensie potrafili to zrozumieć, a ja się czułam najbardziej samotna na świecie i najbardziej niezrozumiana. Pierwszy raz zobaczyłam wokół ludzi, którzy wiedzą, o co chodzi. Byłam najpierw w szpitalu psychiatrycznym ponad miesiąc, potem 6 miesięcy w szpitalu na oddziale terapeutycznym, gdzie przez całe dnie miałam zajęcia i mega dużo terapii.
Terapia, terapia, terapia, terapia w różnych formach od zwykłej grupowej przez indywidualną, przez choreoterapię, muzykoterapię, psychodramę i tak dalej i tam moje życie się zaczęło bardzo mocno zmieniać. Ja zaczęłam rozumieć, że mam emocje, że coś w ogóle można z nimi robić. Po wyjściu ze szpitala, po pół roku w szpitalu odkryłam zupełnie inne życie. W sensie nadal bywało jeszcze źle, zdarzały się jeszcze przez pierwsze półtora roku okaleczenia, ale bardzo mocno nadal pracowałam nad sobą. Zaczęłam spełniać swoje marzenia, podróżować, napisałam jeszcze jedną maturę, żeby się dostać na studia, na psychologię na UW i mega się do tego…To był taki kolejny cel, zaczęłam studiować coś, co mnie mega jara, co chcę robić w życiu, jeszcze parę razy upadałam, miałam nawroty depresji, bywało źle, ale za każdym razem się podnosiłam, bo już też trochę bardziej miałam narzędzia do tego, żeby wiedzieć jak się podnosić i nawroty najpierw zdarzały mi się średnio co pół roku, a teraz od prawie 2 lat nie miałam takiego stanu depresyjnego, a to dlatego że dbam o głowę, naprawdę. Na co dzień myślę o tym, jest to mój priorytet i dbam o ten łeb, jak o nic innego. Przez to lato pisałam książkę, pisałam, pisałam i pisałam i napisałam. Jestem z siebie super dumna, bo po prostu widzę drogą jaką przeszłam od osoby, która totalnie była zagubiona i przerażona, i nie umiała sobie radzić z emocjami do osoby, która chce mówić innym: „Hej byłam tam, wiem jak to jest, ale dbaj o swoją głowę na co dzień. Da się z tego wyjść. Jeszcze może być lepiej” i teraz jestem szczęśliwa w życiu. Mam jeszcze czasem negatywne myśli, czasami mam dużo emocji w sobie, silny lęk, smutek, ale te myśli mnie nie zalewają, te emocje nie zaczynają mnie kontrolować. Ja po prostu sobie z nimi żyję, opiekuję się sobą i akceptuję, że tak jest, a dzięki temu doświadczam życia zupełnie inaczej i pełniej i tak w sumie to bardzo mnie to wzrusza, bo gdybym powiedziała tej nastolatce, że jeszcze jej uśmiech będzie szczery, że jeszcze będzie lubiła życie, to ona by w życiu, w ogóle w to nie uwierzyła. Ona by była pewna, że jest skazana na takie po prostu bycie nieszczęśliwą, dlatego mega mnie wzrusza to, że dzięki mojej pracy nad swoją psychiką, dzięki codziennemu dbaniu o głowę, po prostu dzieje się coś, w co nie wierzyłam kiedyś w ogóle, więc do każdego, kto jest teraz w tym trudnym, czarnym miejscu: byłam tam i to jest mega trudne. Może jeszcze długo będzie trudne, ale to nie jest przesądzone, że tak będzie zawsze, więc walcz o siebie. Pamiętajcie o akcji z plasterkiem, pokazujmy, że zdrowie psychiczne jest ważne i warto o nie dbać. Będę czytać jakie są wasze sposoby dbania o głowę pod #dbamogłowę. Trzymajcie się mocno. Buziaki.
Autorka odcinka – Hania Sywula