Perfekcjonizm i bycie niewystarczającym

No elo, ja jestem Hania Es i dzisiaj powiem wam trochę o perfekcjonizmie i niedościganiu własnych oczekiwań. Sama mam z tym duży problem i może to ładnie obrazować fakt, że nagrywam ten odcinek jakiś pięćdziesiąty drugi raz, bo ciągle mi się coś nie podoba. Poza tym tydzień temu miałam urodziny i większość życzeń, jakie dostałam, zawierały w sobie formułkę: „Żebyś przestała się uczyć”. 

To jest transkrypcja odcinka z kanału Hania Es – wersja wideo dostępna poniżej:


Książka Hani:

👉 W głowie się poprzewracało


Ja zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest normalne. Nie wiem, jak często słyszycie takie rzeczy od mamy i babci, które stereotypowo chyba są od tego, żeby poganiać do nauki i mówić: „Zostaw to wszystko. Zacznij się uczyć”. Nie, nic z tego. Moja mama bez przerwy krzyczy, że czemu nie słucham matki? Mam się przestać uczyć i przestać dostawać tak dobre oceny, ale też nic z tego, bo to nie jest tak, że jak komuś powiecie: „Ej odpuść sobie” albo: „Nie przejmuj się”, to on przestanie się przejmować. Nope. Strasznie trudny będzie ten odcinek.

Ja wiem, że to nie jest tylko mój problem, bo przecież od dziecka jesteśmy uczeni tego, żeby stawiać sobie wysokie wymagania i z jednej strony to przecież dobrze, bo gdyby nie to, to pewnie nigdy nie wstałabym z łóżka, ale źle zaczyna się robić wtedy, kiedy te wymagania są niemożliwe do doścignięcia. Ja na przykład ostatnio poprawiłam kolokwium, które napisałam na 90%. Mogłabyś tego nie robić, bo się zabiję. Przestań się bawić tym, co ma głos. 

Bo to wciąż nie było dobrze. Nie poprawiłam tego. Drugi raz też dostałam 90% i to mogłaby być moja metafora życia. Zapomniałam co mówiłam przez ciebie. Wiecie co? Buddyjscy mnisi twierdzą, że uniwersalny sposób na szczęście jest taki, że należy albo zmniejszyć oczekiwania, albo zwiększyć wysiłki i ma to sens do momentu, kiedy wysiłki są zwiększone do tego stopnia, że nie ma człowiek już siły, bo gdzieś jest tam jakaś fizyczna granica, której się nie da przeskoczyć. 

Ja mam wrażenie, że już kilka razy do niej dotarłam i nie. Nikomu tego nie polecam. Myślę, że lepiej by było zmniejszyć oczekiwania i to wcześniej. Ja się tego bez przerwy uczę, ale nie mniej jednak ciągle mam taki lęk, że jak sobie pozwolę na chwilę przerwy albo odpoczynku, to wszystko runie i nic mi się nie uda. Walczę z tym, jest coraz lepiej, ale wciąż kolejny raz nagrywam ten odcinek, bo ostatnim razem mi się nie podobał, więc widzicie wychodzi mi różnie. 

Z jednej strony perfekcjonizm można traktować jak wielką zaletę, bo perfekcjonista nie robi rzeczy słabych. Wiadomo, że zawsze można na niego liczyć, że nic nie spieprzy i tak dalej. Z drugiej strony jednak jest to okrutna wada, bo jak to mówią lepsze jest zrobione niż doskonałe. Osoby z tą cechą perfekcjonizmu mają często bardzo duży problem, żeby coś skończyć, bo poprawiają to cały czas i cały czas, i jeszcze coś jest źle, i jeszcze coś. To się tak może ciągną i ciągnąć, i nigdy nie skończyć. 

Coś jest źle z ostrością. Dzisiaj zostałam zapytana przez mojego terapeutę: „Co by mnie mniej bolało, czy to jak zrobię sobie mniejszy plan to znaczy taki realistyczny i go wykonam, ale on nie będzie dla mnie tak satysfakcjonujący, czy jak ustalę sobie duży plan tak, jak zwykle i wykonam go w połowie”? Pytanie było takie, co będzie dla mnie bardziej znośne, bo wiadomo, że żadna z tych rzeczy nie jest spoko i przy każdej będę się męczyć, ale nie mogę całego życia spędzić na tym, że będę się załamywać, że coś zrobiłam nie tak no nie? Więc wydaje mi się, że w moim przypadku wolę być taka: „Zrobiłam tak mało, ale przynajmniej zrobiłam cały plan” niż mieć taką świadomość, że: „Dobra plan był kozacki, ale zrobiłam go tylko 60%”. To do mnie nie przemawia, więc staram się układać sobie takie prostsze plany. Jeszcze do tego dostałam zadanie, żeby konfrontować je z moją dziewczyną i pytać, czy to brzmi realistycznie i tak dalej. Tylko że wiecie, dla mnie to już brzmi, jak bycie lamusem. To znaczy ktoś inny mógłby tak robić, ale ja w tej sytuacji, to brzmi już, jakbym miała zaraz skończyć jako bezrobotna, bezdomna, beznadziejna. Także moją metodą jest jakieś takie stawianie małych kroków, bo jak inaczej mogę to nazwać? I cieszenie się z tych takich mini sukcesów plus oduczam się cały czas niekaranie się i niebiczowanie się za każdą mini porażkę, błąd, czy cokolwiek, bo każdy z nas jest człowiekiem, każdy z nas ma słabości i będzie popełniał błędy, i tak dalej. Ja mówię teraz banały, ale one cały czas są dla mnie tak zaskakujące i tak trudne mi je przyswoić, że ja to muszę sobie jeszcze powiedzieć 1022 razy i może wtedy coś przeskoczy. 

Ale ja też tam gdzieś lubię takie techniki behawioralne czyli już kilka razy tak zrobiłam, że coś mi się nie podobało w odcinku, ale wciąż go wypuściłam. Dzisiaj zrobiłabym to samo, ale mam zły dzień i dlatego nagrywam go kolejny raz, więc też ważnym jest to, że: „Dobra, dzisiaj mi się to nie uda, ale może następnym razem się uda”. Pozwolenie sobie na słabości i zaakceptowanie tego, że nie będzie idealnie, to jest w ogóle największy krok chyba jaki może zrobić perfekcjonista, ale nie wszystko od razu i nie zawsze będzie to takie proste i piękne, i kolorowe. Z perfekcjonizmem też nie da się walczyć perfekcyjnie, więc zawsze będą gdzieś tam wpadki. Ja mam nawet takie cele nieidealne. Kiedyś dostawałam takie zadania behawioralne, żeby coś zrobić źle i nawet to mi nie wychodziło czyli moja perfekcyjność w zadaniach, w których miałam robić coś nieperfekcyjnie mi nie działała. Nie wiem, jak to powiedzieć, więc to będzie różnie, to tak działa, ale to jest życie i mam wrażenie, że właśnie na tym to polega, że ja całą moją energię muszę skupić na tym, żeby zaakceptować bycie wystarczającym to znaczy robić coś na 80% i nie biczować się za to, że nie jest na 100. 

Ja próbuję powiedzieć, że żadna szóstka, którą kiedykolwiek dostałam nie była dla mnie tak trudna do osiągnięcia i do wypracowania, jak ten moment, kiedy raz dostałam tróję. Ja naprawdę musiałam się mocno postarać, żeby sobie na tę tróję pozwolić, więc to jest dosyć złożone i wiem, że objawia się w różnych rzeczach. U mnie wychodzi wszędzie, ale mam wrażenie, że nie ma innego wyjścia jak właśnie robić to małymi krokami i powoli uczyć się tej akceptacji.

Wiem, że to nie jest tylko mój problem, ale wielu z was teraz też tak kiwa głowami i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to o nim mówię, dlatego proszę mnie nie zostawiać samej i napiszcie mi w komentarzach koniecznie, jak wy sobie z tym radzicie. I co? I tyle na dzisiaj. Trzymajcie się. Pa. A kto obejrzał do końca, pisze w komentarzu: ryba. Pa. 

Autorka odcinka – Hania Sywula

Obejrzyj / przeczytaj kolejny odcinek ⏩